sobota, 14 marca 2015

Rozdział dziewiąty: Daleko od ideału

Dedykuję tym, którzy zostali. Już niedługo, moi kochani. 
Został ostatni rozdział i Epilog.
Love ya all, xx.
~*~


Malik nie pojawił się magicznie obok mnie, o co tak uporczywie modliłam się w duchu. Nie było żadnej sceny rodem z romantycznych powieści, w której obydwoje zaczynamy się przepraszać, zwierzamy się sobie do tego stopnia, że w pewnej chwili któreś z nas wreszcie mówi, co naprawdę czuje. Kiedyś uporczywie wmawiałam sobie, że wcale nie chcę czegoś takiego doświadczyć. Teraz żałowałam, że nic takiego się nie wydarzyło, choć tak naprawdę nie wiedziałabym, co powiedzieć. Czułam, że mi na nim zależy, wiedziałam, że zajął bardzo ważne miejsce w moim życiu, ale do końca nie potrafiłam zdefiniować jakie. Sama nie byłam pewna, czego właściwie chcę.

Było mi przykro, że nie zadzwonił. Nie wysłał żadnej wiadomość. Jakby to, co się ze mną działo, tak naprawdę wcale go nie interesowało. Nie znałam jego intencji. Czułam tylko, że mnie zranił. Teraz nienawidziłam go do tego stopnia, że miałam ochotę wspiąć się na najwyższy budynek w Londynie i wykrzyczeć to całemu światu. Chciałam, żeby każdy wiedział, jak bardzo mnie denerwuje za każdym razem kiedy się uśmiecha. Jak bardzo nienawidzę jego czekoladowych oczu, którymi potrafi rozczulić najbardziej skamieniałe serce. Jak bardzo wkurza mnie, kiedy mówi. Jak każdym słowem potrafi doprowadzić mnie do szaleństwa, bo pomimo swojego wizerunku twardziela, jest jednym z najsłodszych, najbardziej troskliwych osób we wszechświecie. Nienawidziłam go za tą delikatność, którą mi okazywał. A przede wszystkim - nienawidziłam go za to, jak na mnie działał; miał w sobie pewnego rodzaju magnetyzm. Przed czymś takim nie dało się uciec. Wręcz nawet nie chciało się uciekać. Może właśnie dlatego teraz tak bardzo mi go brakowało? 

Oparłam głowę o metalową poręcz. Schody, na których siedziałam, były niesamowicie zimne. Czułam, jak moje ciało zaczynają łapać skurcze. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, ile czasu tam spędziłam. Może kilka minut, może kilkadziesiąt? Przestałam sprawdzać godzinę, odkąd ostatnim razem spojrzałam na pusty wyświetlacz, bez żadnych wiadomości, bez żadnych powiadomień. Pękło mi wtedy serce. Tak po prostu; na pół.

- Nie do wiary, że spotykamy się ponownie i to w takim miejscu. - Usłyszałam dość znajomy głos. Po chwili poczułam, jak czyjeś ramię dotyka mojego.

Źle się czułam, byłam zmęczona i nie miałam nawet otwierać oczu, ale zrobiłam to wbrew sobie. Obok mnie siedział jasnowłosy chłopak o ciele atlety i twarzy anioła. Spojrzenie jego czarnych oczu przywołało moje. 

- Lucas - rzuciłam, rozbawiając go swoim zdziwieniem. - Co tutaj robisz? - zapytałam niemal od razu, żeby trochę wszystko zatuszować. 

- Mógłbym spytać o to samo - odbił piłeczkę, uśmiechając się nonszalancko. W lewym policzku pojawił się przesłodki dołeczek, który zdecydowanie dodał mu milion punktów w kategorii "najprzystojniejszy facet świata". 

- Nie pytaj - powiedziałam tylko, odwracając się. Znów zamknęłam oczy, myślami przenosząc się do swojego ciepłego łóżeczka w domu Malika. Tego Malika, którego gówno obchodziło, co się ze mną dzieje o godzinie dwudziestej pierwszej w zimny, jesienny wieczór.

- Miałem ci tego nie mówić, ale poczułem się bardzo dotknięty, kiedy do mnie nie zadzwoniłaś na drugi dzień - wypalił, na nowo skupiając na sobie całą moją uwagę. Zastanowiła mnie ta bezpośredniość, dlatego spojrzałam na niego, ciekawa wyrazu jego twarzy. Wciąż się uśmiechał tak, jakby za chwilę miał wybuchnąć niepohamowanym śmiechem, choć ton jego głosu był raczej spokojny, wręcz poważny. 

- Zrobiłem coś nie tak?

Jego pewność siebie zaskoczyła mnie po raz kolejny. Byliśmy na kolacji, spotkanie było takie sobie, bo przez cały wieczór słuchałam tylko o tym, jakie cudowne wiedzie życie, na jak wiele chodzi imprez ze swoimi wspaniałymi przyjaciółmi, z którymi od czasu do czasu lata sobie samolotem do Bristolu, bo może. Bo jest bogaty i to cholernie.

Tak. Ja, Camryn Darla najzwyczajniej w świecie zazdrościłam mu tak wspaniałego, bezproblemowego życia. Moje było niekończącym się pasmem niefortunnych zdarzeń. Zwykły dramat i nic więcej. 

- Postawisz mi drinka? - zapytałam, jak gdyby wcześniej wcale o nic nie pytał. Nie miałam ochoty rozmawiać. Miałam ochotę na alkohol. Dużo procentów, głośną muzykę i towarzystwo mnóstwa obcych mi ludzi.

- Zaskakujesz mnie na każdym kroku - odpowiedział, przeczesując dłonią włosy w zakłopotaniu.

Jakoś nie bardzo mnie obchodziło, co sobie o mnie myśli. Mogłam być jedną wielką zagadką, mogłam go zaskakiwać, jeżeli tego właśnie chciał. To był dla mnie chleb powszedni, dopasowywać się do czyichś oczekiwań, bo przed spotkaniem Malika właśnie to robiłam. Za każdym razem, gdy ktoś nawiązywał ze mną relację, ja odgrywałam kolejne role, starając się nikomu nie pokazywać mojego prawdziwego ja. Bo moje prawdziwe ja od zawsze było pochrzanione i najprawdopodobniej nikt na świecie nigdy go nie zrozumie. 

- No więc? 

Kiwnął głową. Po chwili podniósł się z miejsca i podał mi rękę. Bez wahania przyjęłam jego pomoc. Pozwoliłam się zaprowadzić do jego sportowego samochodu, tak czystego, że można było z niego jeść (nie, żebym miała na to ochotę); otworzył przede mną drzwi, niczym prawdziwy dżentelmen. Jakie to słodkie, że próbuje naprawić swój obraz w moich oczach, pomyślałam. Prawie się uśmiechnęłam, kiedy zapytał, czy mam na myśli jakieś konkretne miejsce. Nie miałam żadnego. Chciałam uciec od rzeczywistości, a gdzie konkretnie przez to mogłam się znaleźć... to już nie miało znaczenia.


*


- Okej, ale mówię od razu, że jeżeli się nawalisz, to nie będę cię nosił na rękach - powiedział Lucas na tyle głośno, by przebić się przez dudniącą zewsząd muzykę.

Pokiwałam głową w odpowiedzi. Właściwie, to odkąd się dzisiaj zobaczyliśmy, nie mówiłam za dużo. W głowie miałam mętlik; tyle myśli naraz, że większości sama nie rozumiałam. Wszystko mieszało się w jeden bełkot, którego nie sposób było odczytać.

Chyba naprawdę oszalałam.

Kilka drinków i wspólnych tańców później Lucasa słuchało się coraz lepiej. Jego opowieści często nie miały głębszego sensu, co właściwie teraz było mi na rękę. Nie musiałam się zastanawiać nad puentą, po prostu przyjmowałam do wiadomości, co się działo, gdzie i z kim. 

- ...biegamy po tym lesie, krzyczymy, wołamy za nim, ale nie ma żadnej odpowiedzi. Nie uwierzysz, co się okazało - przerwał, zaśmiał się sam ze swojej historii, po czym kontynuował: - gościu już dawno wrócił do domu. To znaczy, próbował, ale nie kontaktował do tego stopnia, że wszedł sąsiadce do mieszkania i położył się spać na kanapie w jej salonie. Szukaliśmy go dosłownie wszędzie, a tu dostajemy wiadomość od jej córki, naszej kumpeli, że jak gdyby nigdy nic spał sobie u niej w salonie! - Ledwo skończył mówić, a ponownie zaczął się śmiać, całkiem zadowolony z siebie. 

Uśmiechnęłam się, próbując wyglądać na zainteresowaną. Tak naprawdę nie do końca wiedziałam, o czym tak naprawdę mówił. Nie zapamiętałam nawet imienia jego kolegi, choć powtórzył je ze sto razy. Chciałam się odciąć od swojej rzeczywistości, ale szło mi naprawdę kiepsko. Zamiast słuchać Lucasa, myślami wciąż wracałam do sytuacji sprzed kilku godzin - ciepłe ramiona Malika, jego kojący dotyk i czułe słowa. "Pozwól mi być obok, w razie gdybyś jednak mnie potrzebowała." Kurwa, Malik, oczywiście, że cię potrzebuję! Tylko jak, do cholery, mam ci to powiedzieć? Nie mogę! Nie zrujnuję ci życia, tak jak zrobiłam to ze swoim! Twoje jest dla mnie zbyt ważne...

- Okej, wiem, że jestem przystojny, ale nie sądziłem, że aż do tego stopnia, żeby kogoś tak łatwo rozkojarzyć - zaśmiał się Luca, popijając kolejne piwo.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedział i o mały włos nie wybuchnęłam śmiechem w odpowiedzi. Zachowałam jednak w miarę poważny wyraz twarzy, kiedy odpowiedziałam:

- Daleko ci do ideału. - Nie jesteś Zaynem, dopowiedziałam w myślach.

Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Najpierw wyglądał na zaskoczonego. Potem na chwilę spoważniał, jak gdyby moje słowa mocno ugodziły w jego ego. Zaledwie kilka sekund później ponownie się uśmiechnął. Może pomyślał, że to był żart? 

Już nic więcej nie powiedział, więc ja również zdecydowałam się milczeć. Popijaliśmy alkohol, słuchając kawałków, które puszczał DJ. Muzyka nie była najgorsza, choć do tej pory nie leciał żaden znany mi utwór. W momencie kiedy o tym pomyślałam, piosenka się zmieniła. Stay High. Jeden z najlepiej opisujących moje życie kawałków. Nie mogłam odpuścić, zaciągnęłam Lucasa na parkiet, gdzie znów zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Zadziwiające było to, że dopóki się nie odzywał, wydawał się wspaniałym facetem. Na parkiecie dogadywaliśmy się znacznie lepiej, bo tylko za pomocą mowy ciała. Kusiłam go. Podobały mi się jego reakcje w odpowiedzi; on chyba również lubił przekraczać granice, bo jego ręce błądziły po moim ciele, jasno pokazując, o czym tak naprawdę myśli. Przestrzeń między nami zmniejszała się do tego stopnia, że w pewnej chwili poczułam jego usta na moich. Pocałunek był naprawdę przyjemny - trochę natarczywy, ale gorący, dlatego nie miałam ochoty go przerywać. Cichy głos w mojej głowie zaczął szeptać imię Zayna, ale udało mi się go wyciszyć. Kim jest Zayn?, odpowiadałam, przypominając sobie w duchu, jak bardzo go nienawidzę.

Luca pomału zaczął schodzić z parkietu, ciągnąc mnie za sobą, nawet na chwilę nie przerywając pocałunku. Na ślepo dotarliśmy do najbliższego stolika, o który się oparł. Przywarłam do niego całym ciałem, coraz bardziej zatracając się w chwili. Położyłam mu ręce na karku; wplotłam palce w jego blond włosy, przygryzając dolną wargę. W odpowiedzi wsunął dłoń pod moją koszulkę, delikatnie gładząc mnie po rozgrzanej skórze. Moja wyobraźnia zaczęła mi płatać figle, bo w mojej głowie całowałam teraz Malika, który cicho mruczał moje imię. Dopóki o nim myślałam, było mi fantastycznie. Kiedy przypomniałam sobie, że na jego miejscu znajduje się Lucas, poczułam się tak, jakby  ktoś kopnął mnie w brzuch. Opanowałam się jednak, z powrotem skupiając się na blondynie, chłopaku, którego naprawdę miałam przed sobą. Może i nie czułam fajerwerków, bo brakowało między nami chemii, ale nie mogłam powiedzieć, że było mi nieprzyjemnie. Było dobrze. Było inaczej. I gdyby nie pewna osoba, której dzisiaj jestem za to cholernie wdzięczna, prawdopodobnie nie zawahałabym się zrobić kolejnego kroku.

- Tak szybko się pocieszyłaś, Darla?

Odsunęłam się od zdezorientowanego Lucasa, który chwilę później z nienawiścią zmierzył wzrokiem rudowłosą, niską dziewczynę, odważną na tyle, by nam przerwać. Stała z założonymi rękami, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi, na drugą. Wlepiła we mnie swoje błękitne oczy, których kiedyś tak bardzo jej zazdrościłam; patrzyła z zaciekawieniem i nienawiścią w tej samej chwili. Zaskakujące połączenie.

- Alexis Jones - powiedziałam, siląc się na spokojny ton. Uśmiechnęła się nonszalancko na dźwięk swojego imienia. - Co za spotkanie - dodałam.

- Tak... - westchnęła teatralnie. - Widzę, że znalazłaś sobie nowego chłoptasia. Jemu też chcesz zniszczyć życie? To takie... twoje hobby? - Przeniosła wzrok na Lucasa, który opierał się z założonymi rękami o stolik. Przyglądała mu się przez chwilę, po czym dodała: - Nawet podobny.

- Słucham? - Choć dobrze wiedziałam, o co jej chodziło, miałam nadzieję, że tak naprawdę chciała powiedzieć coś innego. Błagałam ją w duchu, by tego nie robiła. Nie teraz. Nie tutaj.

- Podobny do Aidena. Widać gust ci się nie zmienił - warknęła, kiwając głową w stronę blondyna, ale twardo mierząc mnie spojrzeniem.

Wezbrał we mnie gniew. Tak niewielka wzmianka o Aidenie sprawiła, że całkowicie straciłam nad sobą kontrolę. Zacisnęłam dłonie w pięści, gotowa do rękoczynów. Czułam, jak moje policzki zaczynają płonąć z nagłego przypływu tak ogromnej ilości negatywnych emocji. Gdyby Luca nie przytrzymał mnie w tym momencie za nadgarstek, widząc w jaki stan wprowadziła mnie Alex, przypadkowo przekierowując częściowo moją uwagę na siebie, to prawdopodobnie nie zawahałabym się użyć siły.

Poczułam na sobie wzrok Lucasa, który delikatnie potarł opuszkami palców moją skórę. Nie chciałam na niego patrzeć - było mi wstyd, że przed chwilą dopuściłam go tak blisko siebie. Miałam nadzieję, że jeżeli go zignoruję, to on po prostu zniknie. Jak gdyby nigdy nie istniał. Jak gdybym nigdy w życiu go nie poznała. Wtedy Alex nie miałaby się do czego przyczepić. Może ona też by zniknęła...

- O co ci chodzi, Jones? - odpowiedziałam równie ostrym tonem, co ona. Trochę kręciło mi się w głowie od nadmiaru emocji i alkoholu, jednak próbowałam zachować spokój.

- O nic. Stwierdzam tylko zaskakujące fakty. Tak bardzo go kochałaś, tak bardzo to przeżywałaś. A teraz... co? Znalazłaś sobie klona na pocieszenie? - Zaśmiała się ironicznie, klaszcząc w dłonie, jakbym naprawdę zrobiła coś godnego podziwu. Przygryzłam policzek od środka; poczułam metaliczny smak własnej krwi w ustach.

- Nikt nigdy nie zastąpi mi Aidena. Nawet tak zimna suka jak ty nie ma prawa mówić takich okrutnych rzeczy - warknęłam.

- Ouch - syknęła, jakby właśnie dotknęła gorącego żelazka. - Co tak ostro?

- Okej, sorry, że przerywam tę śliczną wymianę zdań, drogie panie, ale... Cam? Kim jest Aiden i o co chodzi rudowłosej? - wtrącił się Luca, najwyraźniej kompletnie zbity z tropu. Jego wzrok przez chwilę błądził po mojej twarzy, jakby tam mógł znaleźć odpowiedź.

- Rudowłosa ma imię - warknęła Alexis, zaskoczona zniewagą, jakiej się dopuścił.

- Rudowłosa niech się lepiej nie odzywa - burknął, ciągnąc mnie za nadgarstek na bok. - O co chodzi - syknął na tyle cicho, żebym tylko ja mogła go usłyszeć. Pokręciłam głową w odpowiedzi. Nie chciałam z nim o tym rozmawiać. Luca nie był dla mnie ważny. Ledwo go znałam, więc jak mogłam opowiedzieć mu o moim zmarłym chłopaku?

- No pewnie, nie mów mu, że przez ciebie nie żyje twój były. Bo niby co może zrobić z tą informacją? - zadrwiła Alexis, podnosząc głowę wysoko w górę.

Nie wytrzymałam. Jak mogła oskarżać mnie o śmierć Aidena? Jak śmiała w ogóle o nim wspominać w mojej obecności? Złapałam szklankę szkockiej, która stała na stoliku za Lucasem. Nie myśląc za dużo o konsekwencjach, cisnęłam nią z całej siły w kierunku zaskoczonej Alex. Zdążyła się uchylić; szklanka rozbiła się o ścianę tuż za nią, zostawiając na czerwonej farbie brudny ślad.

- TO WSZYSTKO TWOJA WINA - krzyknęłam, podchodząc do Alexis. Zacisnęłam ręce na jej koszulce, patrząc jej prosto w oczy. Była ode mnie niższa, więc musiała lekko unieść głowę, by odwzajemnić spojrzenie. Wyglądała na przerażoną. Chyba nie spodziewała się u mnie takiego zachowania. Nie znała mnie już - zmieniłam się, odkąd ostatnio się widziałyśmy, więc skąd niby mogła  wiedzieć? - To przez ciebie Aiden nie żyje - syknęłam, wciąż lustrując ją wzrokiem. Byłabym w stanie ją uderzyć, gdyby Lucas w porę nie zareagował, łapiąc mnie za ramiona i odciągając od zszokowanej i mocno przestraszonej Jones. - Nienawidzę cię - zdążyłam jej powiedzieć, nim Lucas nas rozdzielił. - Nigdy ci tego nie wybaczę.

- Camryn, do cholery, ogarnij się i nie rób scen! - warknął mi do ucha. Stał za mną i mocno przyciskał mnie do swojego ciała.

- Puść mnie, Lucas - powiedziałam, starając się wyglądać na opanowaną. Denerwował mnie jego dotyk, wkurzała mnie jego obecność. - Puszczaj! W tej chwili! - podniosłam głos. Kiedy tylko poluźnił uścisk, odwróciłam się do niego. Jego również zaszczyciłam nienawistnym spojrzeniem, próbując przekazać mu, jak bardzo działa mi na nerwy. Po co w ogóle się wtrącał? To nie była jego sprawa. Nic nie wiedział i nigdy niczego się nie dowie.

- Cam... o co chodzi? Co się... - zaczął, ale ja już go nie słuchałam. Przebijałam się przez tłum tańczących ludzi, nieświadomych rozgrywającej się obok sceny. Kogo by to obchodziło, że jakaś wariatka zaczęła rzucać szklankami? Może tylko właściciela.

Słyszałam, jak wołał za mną moje imię. Ja w odpowiedzi tylko cicho pomrukiwałam pod nosem, by dał mi już spokój. Niech wszyscy, do cholery jasnej, wreszcie dadzą mi spokój, warknęłam w myślach. Miałam dosyć swojego głosu, swojego ciała, swoich myśli. Miałam dosyć swojego życia. Nie myślałam o tym, dokąd konkretnie zmierzam i co teraz chcę ze sobą zrobić. Nie mogłam się skupić, wciąż będąc pod wpływem dużej ilości alkoholu. W ogóle nie myślałam, kiedy bez zawahania wbiegłam na jezdnię. Padał deszcz, ulica była mokra i śliska. Kierowca nie wyhamował. Zobaczyłam tylko jasne, oślepiające światło. Usłyszałam za sobą krzyki. To był Lucas i... Alex. Później nie było już nic.