Stanęłam przed drzwiami ceglanego,
niewielkiego budynku, w którym mieszkałam. Wolałam nie przyglądać się
otoczeniu w jakim się znalazłam. W tej okolicy wszystko było brudne i stare.
Po podwórku walały się odłamki drewna i mnóstwo podrygującego na wietrze
styropianu, a miejsce, w którym normalni ludzie kreowali swoje wizje i tworzyli
piękne ogrody u nas już dawno zarosło chwastami i dziką, żółtą trawą.
Wyciągnęłam z plecaka klucze i szybko
otworzyłam drzwi frontowe, by już po chwili z hukiem je za sobą zatrzasnąć.
Przechodząc przez próg od razu znalazłam się w salonie, w którym jak zwykle
panował bałagan. Zupełnie jak gdyby przeszło tędy tornado. Zlustrowałam
wzrokiem całe pomieszczenie. Mały telewizor starej generacji był wyłączony, a
na czerwonej, materiałowej kanapie nikogo nie było. Oznaczało to, że Abby albo
była w kuchni i gotowała obiad, albo ruszyła swoje zwłoki do pracy.
- Abby?! – krzyknęłam, by upewnić
się, że kobiety nie ma na piętrze.
Rzuciłam dżinsową kurtkę na
drewniany stolik ustawiony tuż obok sofy i skierowałam się do kuchni. Tam
również nie było żywej duszy. Czyli wyszła już do pracy.
Abby była moją macochą. Ożeniła się
z ojcem, gdy miałam sześć lat. Gdy skończyłam piętnaście tata zginął w wypadku
samochodowym. Od tamtej pory razem z gburowatą kobietą, która śmiała siebie
nazywać moją mamą, musiałyśmy radzić sobie same. Abs zajęła się pracą na dwa
etaty pod pretekstem większej ilości zarobionych pieniędzy na nasze potrzeby. Ja
znałam prawdę – ona nienawidziła tego miejsca i nienawidziła mnie, dlatego
każda dodatkowa godzina spędzona gdzieś indziej, w innym otoczeniu, była dla
niej szczęśliwą godziną. Nie miałam jej tego za złe. Sama bowiem chciałam jak
najszybciej wynieść się z tej ruiny. Inaczej odbierałam to miejsce kiedy tata jeszcze żył. Wtedy wszystko było piękne, bo rozsiewaliśmy wokół siebie miłość i dobro. Teraz najchętniej spaliłybyśmy wszystko z Abby do ostatniej deski, bo jedyne co
rozsiewałyśmy, to tęsknotę i gniew.
Często rzucałyśmy się sobie do gardeł, wypowiadając brutalne słowa, których potem obydwie żałowałyśmy. Ale nigdy się nie przepraszałyśmy. To nic, że zjadały nas wyrzuty sumienia. To nie miało zbytniego znaczenia kiedy tak naprawdę każda z nas obwiniała siebie nawzajem o śmierć ojca. Co prawda to zawsze były bezpodstawne, nieprawdziwe oskarżenia, ale potrzebowałyśmy kogoś, na kogo można było zrzucić winę i przelać negatywne emocje. Z dnia na dzień zaczęłyśmy się przyzwyczajać do wrogiego nastawienia, a kłótnie stały się rutyną. Oczywiście nigdy nie byłam dumna ze swojego zachowania. Czasem napadały mnie męczące myśli, których tematem było naprawienie kontaktu, jednak umiejętnie spychałam je na dalszy plan. Brakowało mi kogoś, z kim mogłam szczerze porozmawiać, ale z drugiej strony bałam się znów nawiązać z kimś więź. Bo każdą więź można było łatwo przerwać i stracić kolejną bliską osobę. Wiedziałam, że z kolejną falą bólu bym sobie nie poradziła.
Jako że był czwartek, miałam stu
procentową pewność, że Abby nie wróci do domu przed dwunastą. Otworzyłam więc
barek, który, o dziwo, pomimo naszej nie najlepszej sytuacji zawsze był pełny i
wyciągnęłam butelkę Whisky.
Minuty zamieniały się w godziny, a
ja wciąż siedziałam na salonowej kanapie i sączyłam alkohol ze szklanki. I choć
w głowie już dawno mi szumiało, a na nogach coraz ciężej było ustać – nie przestawałam.
Bo to była jedyna szansa ucieczki myślami od tego co przez ostatnie miesiące
działo się w moim życiu.
Rozłożyłam się na całą długość
kanapy, w ręce kurczowo trzymając pilot od telewizora. Włączyłam pierwszy
lepszy kanał i nawet nie bardzo wiedząc o czym mówią bohaterowie filmu, który
aktualnie był puszczany, zaczęłam oglądać. Po chwili zorientowałam się, że to
zwykła komedia romantyczna, co wywołało u mnie falę gniewu.
- Miłość jest przereklamowana! –
krzyknęłam, rzucając pilotem o podłogę.
Właśnie przez to cholerne uczucie
teraz byłam zagubiona. Obdarta ze wszelkich emocji, jak gdybym żyła w
filmie animowanym, w którym ktoś wypisał całą listę tych dobrych uczuć, a
później bezceremonialnie ją zmazał, by nigdy więcej nie zaprzątały mi głowy.
Moje życie przestało mieć sens w
momencie, w którym straciłam kogoś, kogo zdążyłam pokochać całym sercem. A
serce wyrwano mi z piersi i poćwiartowano tylko po to, by móc je przerzuć i
wypluć na ziemię.
Morał bajki był taki, że nie warto
się zakochiwać, bo to zawsze kończy się tak samo. Bolącym, złamanym sercem,
które nigdy nie dojdzie do siebie. A przynajmniej tak sobie wmawiałam.
~*~
Oto przybywam z nową historią! Będę ją kreować w całkiem odmienny sposób od NU. Tym razem postaram się nie ograniczać. Jak się podoba początek? Oczywiście wiele rzeczy na razie pozostaje w utajnieniu, ażeby w połowie nie zrobiło się nudno. Mam już całość napisaną, a przynajmniej ładnie rozplanowaną (w streszczeniu, że tak powiem), dlatego tutaj nie może mnie zaskoczyć brak weny, ot co!
Czekam na Wasze szczere opinie i konstruktywną krytykę. Proszę, jeżeli jedyne, co macie do powiedzenia to "super", to sobie darujcie. Zależy mi na konkretnych wypowiedziach, dzięki którym będę mogła wnieść jakieś poprawki do historii, a kiedy piszecie jedno słowo, to zaczynam wątpić, czy przeczytaliście choć jedno zdanie, które napisałam. Dziękuję za uwagę i czas, który poświęciliście na przeczytanie prologu :)
świetne :*
OdpowiedzUsuńNie ma to jak nie przeczytać uważnie tego co napisała autorka (patrz koleżanka u góry)...
OdpowiedzUsuńA ja, tak jak obiecałam sobie i Tobie, jestem. Przeczytałam. Zaczęłam od tego opowiadania, bo tu czekał na mnie tylko prolog. I powiem Ci, że... JESTEM ZACHYCONA!
Zostaję. Z Tobą, z Twoim opowiadaniem. Czytając ten prolog czułam się jakbym czytała jakąś genialnie zapowiadającą się książke! Nie wiem jeszcze co będzie się działo dalej, ale wciągło mnie. Już. Teraz. Chcę więcej.
Buziaki, Mai :*
@bulikowo
Cudowne, piękne, najlepsze!
OdpowiedzUsuńU mnie NN: fame-took-her-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTy też powinnaś coś dodać, czekam, czekam :*
fajnie nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńJeden z najlepszych blogów o 1D, a jest ich w blogosferze zajebiście mało. Zostaję na dłużej :D !
OdpowiedzUsuńMatko Święta. Czytam ten prolog po raz któryś z kolei. Genialny! Nie zdradza zbyt dużo szczegółów, jest dość tajemniczy. Naprawdę świetnie napisany :)
OdpowiedzUsuńprolog zapowiada całkiem interesującą historię, którą jutro nadrobię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;D
Prolog naprawde mi się podoba, najbardziej kilka ostatnich linijek, pięknie napisane
OdpowiedzUsuńwytrwała na zawsze