niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział ósmy: Nie mogę cię kochać, ale mogę nienawidzić

Uwagi: rozdział sprawdzę wieczorem, xx.

Żeby wprowadzić Was, moje skarby, w odpowiedni nastrój: 


~*~

Ostatnie, co pamiętałam, to ostry zapach jego perfum. Czułam na sobie jego wzrok, nieśmiały dotyk dłoni, którą mnie objął, mocno przyciągając do siebie. Próbowałam coś powiedzieć, ale słowa nie chciały ułożyć się w żadne sensowne zdanie. Bo i co mogłam mu wtedy przekazać? Chciałam, by tajemnica pozostała tajemnicą. Obiecałam sobie, że nie będę go wciągać w bałagan, który panuje w moim życiu. Dopóki sama nie mogłam się w tym połapać, jak mogłam pozwolić komuś innemu w tym uczesniczyć? Nie chciałam, żeby Malik patrzył na to, jak niezdarnie próbuję się podnieść, kiedy jedyne, czego potrzebowałam, to spokój i odpoczynek. Wcale nie zależało mi na tym, by wreszcie poczuć się dobrze. Och, nie, wręcz przeciwnie. Wreszcie mogłam zatopić się w smutku - raz, a porządnie. Przeżyć to na nowo, poczuć to, niczym szokujące, niespodziewane uderzenie i... odpuścić? Może właśnie dlatego, nie mogłam ruszyć dalej - bo jeszcze nie przeżyłam tego odpowiednio. Przeżywałam tak, jak myślałam, że muszę, ale robiłam to na przekór sobie. Minęło dużo czasu, ale wciąż za mało, by pogodzić się ze stratą. 

Pamiętałam, jak powtarzałam Malikowi, że go nienawidzę. Mówiłam to szczerze, prosto z serca, ale nie dlatego, że chciałam go skrzywdzić. Nigdy nie chciałam go skrzywdzić, a nieświadomie zrobiłam to, gdy tylko pojawiłam się w jego życiu. I teraz żałowałam. Żałowałam, że nie potrafię dać mu tego, czego naprawdę potrzebował - przyjaciółki, szczerej, ufnej, troskliwej, takiej, która kochałaby go z głębi serca i być może, pewnego magicznego dnia, wyznała mu miłość. Nie potrafiłam go w pełni kochać, choć w głębi duszy czułam, że właśnie tego oczekiwał. Moje serce wciąż było roztrzaskane - a cóż komuś po pokiereszowanej, rozbitej na kawałki, niestałej miłości?

Moja dusza chciała tylko jednego. Moja dusza dotąd kochała tylko jednego. A teraz przeżywała żałobę po nim i po samej sobie. Bo duży kawałek duszy odszedł razem z nim, pozostawiając jakiś niemrawy cień człowieka. Myślałam, że prędzej czy później to się zmieni. Że pewnego dnia obudzę się wolna i naprawdę będę mogła powiedzieć ludziom, co czuję. Chciałam przekazać Malikowi moje emocje, ale nie byłam jeszcze gotowa. Musiałam przecierpieć w spokoju, dać sobie czas. Skoro nie mogłam go kochać, mogłam obdarzyć go jedynym aż tak silnym uczuciem, które zapełniłoby chwilowo tę pustkę - nienawiścią.

Kiedy wreszcie się obudziłam, na dworze już się ściemniało. Słońce znajdowało się w tak nietypowym punkcie, że jego promienie świeciły prosto w moją twarz. Malik położył mnie do łóżka i przykrył kocem, jednak nie zasunął zasłon, przez co ostre słońce spotęgowało ból głowy niemal dwukrotnie. Choć byłam wdzięczna za jego troskę, w tym samym czasie wściekałam się, że Zayn jest taki niedomyślny. Nie tylko w sprawach tak błahych, jak zasłony... Dawałam mu naprawdę dużo wskazówek, żeby wreszcie dał mi spokój i przestał się dopytywać o historię mojego życia. Wiedział tyle, ile chciałam, by wiedział. Nie potrafił tego uszanować, więc i tak w kółko zadawał te same pytania, które teraz doprowadzały mnie do skrajności. Przeszłam na całkiem nową strategię - teraz po prostu go ignorowałam. Gdy zadawał pytania - wychodziłam. Gdy próbował dociekać "między wierszami", milczałam. Jak gdyby w ogóle nic nie mówił. 

Przez jakiś czas leżałam bez ruchu, tępo wpatrując się w śnieżno biały sufit. Czas szybko leciał - minęło już trzy miesiące odkąd zamieszkałam z Malikiem. Niedługo jesień miała zmienić się w zimę. Najbardziej ponury dla mnie czas wreszcie miał się zmienić. Okropne, na wpół już obumarłe, bure liście wkrótce zastąpi biała, śliczna pokrywa lodowatego puchu. Lubiłam zimę, bo wtedy znikały wszelakie niedoskonałości. Śnieg sprawiał, że cały kraj wydawał się nagle bardziej porządny, jakby wysprzątany przez matkę naturę. Choć tak naprawdę, tylko ukrywał to, co złe. Żałowałam, że nic podobnego nie działo się ze mną. Gdyby przykrył mnie biały puch, nikt nie pytałby o to, co pod spodem.

Choć na szafce nocnej znajdywały się tabletki przeciwbólowe i szklanka wody, nie skorzystałam jeszcze z pomocy Zayna. Czasem lubiłam czuć ból - wtedy właśnie miałam pewność, że jeszcze żyję. Że nie jestem kompletnie pozbawioną emocji osobą. To nic, że uczucia były negatywne. Przynajmniej jakieś były.

Po kilkunastu minutach katorgi, wreszcie wzięłam się za siebie. Miałam ochotę spędzać czas na użalaniu się nad sobą, siedząc w pokoju w tłustych włosach, bez makijażu z opuchniętą twarzą i w poplamionej bluzie. Mogłam zamknąć pokój na kluczyk i odetchnąć albo wyjść ze swojej twierdzy i... i po prostu żyć. Dość już zmarnowałam chwil na płacz - cały wczorajszy dzień, noc i dzisiejszy poranek. Beczałam nawet przez sen, bo za każdym razem, gdy wreszcie udawało mi się zdrzemnąć, budziłam się z mokrymi policzkami. Wyjście z pokoju nie oznaczało co prawda zmiany nastawienia, ani nagłego przypływu dobrej energii, ale mimo wszystko wydawało się ciekawsze. Dlatego właśnie postanowiłam wziąć byka za rogi i... chociaż zmienić otoczenie, bo wewnętrznie wszystko pozostawało bez zmian.

Skorzystałam więc z toalety, wzięłam prysznic, wyszorowałam zęby, ubrałam się i stanęłam na korytarzu z zadziorną miną, gotowa zmierzyć się z demonami przeszłości i teraźniejszości. Odetchnęłam głęboko, zamykając za sobą drzwi do swojego pokoju, żeby czasem nie korciło mnie od razu do niego wrócić. Przez chwilę patrzyłam na kluczyk, na którym kurczowo zacisnęłam palce. Myślałam. Zastanawiałam się. Wahałam. Cokolwiek jednak nie przyszłoby mi do głowy, dochodziłam do jednego wniosku - nauczyłam się już po tylu miesiącach, tygodniach, dniach i godzinach, że nic dobrego nie przychodzi z bezczynnego leżenia w łóżku - wręcz przeciwnie, depresja się pogłębia i nagle na świecie jest dużo więcej rzeczy, które wywołują w człowieku panikę. Nie zrobię sobie tego ponownie - będę cierpieć w spokoju, ale nie wpędzę się w depresję.

- Masz - powiedziałam krótko do Zayna, gdy weszłam do salonu, rzucając kluczyk w jego stronę. Nie złapał go; mały przedmiot z brzękiem wylądował na podłodze. Westchnęłam. Tym razem wręczyłam Malikowi kluczyk bezpośrednio do rąk. Spojrzał na mnie zdziwiony. - Daj mi go dopiero późnym wieczorem, jak będziemy kładli się spać.

- Nie rozumiem.

- Nie musisz rozumieć, po prostu tak zrób, dobra? - warknęłam, denerwując się jeszcze bardziej. 

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Przemknęłam obok niego, kierując się w stronę kanapy. Bałam się, że może po raz kolejny będzie próbował mnie zatrzymać, wziąć na kolana i przytulić, jak to czasem robił. Tym razem nie ruszył się nawet o milimetr.

Może to dobrze, wmawiałam sobie. Tak będzie lepiej.

Kiedy na niego spojrzałam, uciekł wzrokiem. Zachowywał się inaczej, niż zwykle. Był dziwnie zestresowany, jakby się bał, że wiem, iż zrobił coś złego i niewybaczalnego. Zaintrygowało mnie to. Zwykle w takich sytuacjach nie wytrzymywał długo i w końcu sam mówił, co się stało - że potłukł mój ulubiony kubek, że poplamił obrus, który dopiero co kupiłam, że spalił obiad i musimy zamówić chińszczyznę po raz tysięczny w tym miesiącu. Był niezdarą, ale coś z tej jego ciapowatości sprawiało, że lubiłam go jeszcze bardziej. Patrzyłam na niego, wyczekując jakiegoś wyjaśnienia. Nie odzywał się. Nie patrzył na mnie. Zacisnął usta w wąską linię, a ręce cały czas trzymał w okolicach twarzy - przeczesywał włosy, dotykał policzka, skubał wargi. Zdecydowanie wyglądał na winnego. Rozejrzałam się po pokoju, szukając jakichś podpowiedzi. Co tym razem mógł zepsuć? Wszystko wydawało się być na swoim miejscu, telewizor działał, choć dźwięk był ściszony niemal do minimum. Dopiero kiedy zaczęłam się przyglądać samemu Malikowi, zauważyłam wystający kawałek białego papieru z kieszeni jego czarnej bluzy. Ogarnęło mnie przerażenie. Czułam, jak krew napływa mi do głowy, policzki zrobiły się czerwone, momentalnie zalała mnie fala gorąca.

- Co... co to jest? - zapytałam, wskazując na jego kieszeń.

Przez chwilę siedział bez ruchu, wpatrując się przed siebie. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego moje pytanie - jego ręka machinalnie powędrowała ku białej kartce. Niepewnie wyciągnął ją, robiąc przy tym skruszoną minę. Był zmieszany, zawiedziony i smutny, ale... w jego oczach kryło się coś podobnego do ulgi. Wiedział już o mnie wszystko. Nie było żadnej tajemnicy. Wpakował się w moje życie bez pozwolenia, choć tak bardzo próbowałam go od tego uchronić.

Podniosłam się z miejsca, wściekła i zdezorientowana zarazem. Głowa wciąż mnie bolała, bo środki przeciwbólowe już dawno przestały na mnie działać tak, jak powinny. Przyzwyczaiłam się jednak do bólu, dlatego bez problemu go zignorowałam. Wymierzyłam palcem w Malika, który również - pomału - podniósł się z miejsca. Wyjął list od Aidena i wyciągnął go w moją stronę. Wyrwałam go z jego ręki, zaciskając dłonie w pięści. Usłyszałam szelest papieru, ale nie zwróciłam na to uwagi. Znałam ten list prawie że na pamięć, tyle razy zdążyłam już go przeczytać, dlatego nie obchodziło mnie, co teraz stanie się z oryginałem. Był dla mnie ważny, ale nie aż tak, jak same wspomnienia.

- Jak mogłeś?! Kto ci pozwolił to czytać?! - krzyczałam, a on przez jakiś czas tylko się we mnie wpatrywał, skruszony. 

- Przepraszam - powiedział. Dopiero, kiedy zebrał się w sobie po krótkiej chwili milczenia, dodał: - Leżał na stole, tak po prostu. Wziąłem go do ręki z czystej ciekawości, ale później nie mogłem się oprzeć i... jakoś tak przeczytałem - wyjaśnił spokojnym tonem. 

Poczułam jeszcze większą wściekłość, tym razem na siebie, za to, że nie schowałam listu od razu po przeczytaniu. Nie myślałam wtedy o takich, mogłoby się wydawać, drobnostkach, a teraz musiałam za to zapłacić. Próbowałam się opanować, ale nagła eksplozja emocji za bardzo mnie przytłoczyła. Gniew wziął górę nad rozsądkiem.

- Po prostu sobie leżał? A gdyby na stole leżała broń, to też byś ją podniósł i zaczął sobie strzelać?!

- Ja... co? - zapytał, nie bardzo rozumiejąc, o co mi chodziło. - Cam, przepraszam. Przykro mi - zaczął, ale bez zawahania wpadłam mu w słowo.

- Nie obchodzi mnie, co myślisz i co masz do powiedzenia!

- Ale ja...

- Nie odzywaj się do mnie! Po prostu ZAMILCZ! - wykrzyczałam. W moich oczach pojawiły się łzy. Miałam już dość. Miałam dość wszystkiego, w tym nawet jego, i nie omieszkałam mu tego powiedzieć.

- Cam, przestań. Proszę cię, wysłuchaj mnie - mówił z łatwością, choć wyglądał na wstrząśniętego. Ja tymczasem wyglądałam na obłąkaną i własnie tak się czułam. Coraz gorzej szło mi myślenie, nie mówiąc już o składaniu słów w zdania.

- Ty... po prostu... przestań - wyszeptałam.

- Cam... - również ściszył głos. - Dlaczego nie powiedziałaś? Przecież mógłbym ci pomóc jakoś przez to przejść, trochę cię odciążyć... dlaczego tak się upierasz, żeby dźwigać to samej?

- Bo wcale nie potrzebuję twojej pomocy! Nie potrzebuję  niczyjej pomocy, rozumiesz?! I jeżeli komukolwiek, kiedykolwiek o tym powiesz, to już nigdy więcej mnie nie zobaczysz, jasne? Mówię poważnie. Nie wspominaj o tym, nie myśl o tym, po prostu zapomnij! - warknęłam, przechodząc obok niego, prawie trącając go barkiem. Miałam nadzieję, że mój wzrok mówił sam za siebie. Nie chciałam nawet słyszeć jego odpowiedzi.

-  Camryn, masz przyjaciół. Nie jesteś sama - powiedział mimo wszystko.

- Naprawdę? Bo w tej chwili właśnie tak się czuję - rzuciłam, odwracając się na chwilę w jego stronę. Zobaczyłam, jak bardzo zabolały go moje słowa i właśnie to sprawiło mi największą przyjemność. Chciałam dać mu nauczkę, za wpychanie się w nie swoje sprawy. - Mój przyjaciel uszanowałby moją prywatność. Mój przyjaciel nigdy nie sprawiłby mi bólu. Mój przyjaciel nie chciałby, bym czuła wstyd. I wiesz co? W tym momencie naprawdę jedyne, co do ciebie czuję, to nienawiść - powiedziałam spokojnie, choć gotowałam się od emocji.

Jedyną oznaką wewnętrznego bólu, stały się łzy, które teraz spokojnie spływały po mojej twarzy. Czułam się dobrze z tym, co powiedziałam. Wreszcie poczułam się lepiej, bo pojawiła się nadzieja, że może dzięki temu jego miłość do mnie zniknie. Nie powinien mnie kochać, dla własnego spokoju. Już teraz wprowadziłam w jego życie dostateczny zamęt.

- Oddaj mi klucz - zażądałam.

- Cam, co ty... - zaczął, ale jak zwykle nie dane mu było skończyć.

- Oddawaj ten pieprzony klucz, Malik! - podniosłam głos, podchodząc bliżej niego. Nasze twarze dzieliły teraz centymetry, a jedyne o czym mogłam myśleć, to zniewalający zapach jego perfum i te cudowne, czekoladowe oczy, które mimo moich okropnych słów, wciąż patrzyły z troską i spokojem. Czy on kiedykolwiek nauczy się, że obdarzanie mnie uczuciami przynosi ze sobą same katastrofy? Los drwi sobie ze mnie i z moich uczuć. Mój anioł stróż już dawno mnie opuścił.

Wyciągnął klucz z kieszeni, ale nie dał mi go od razu. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął bliżej siebie, zamykając w silnym uścisku. Tak bardzo mnie tym zaskoczył, że przez chwilę stałam bez ruchu, pozwalając na jego czuły dotyk. Podobno oczy są odzwierciedleniem duszy człowieka. Czy moje właśnie mnie zdradziły? Malik dostrzegł w nich prawdę?

- Nie znam nikogo innego, kto przeszedłby aż tyle w swoim życiu i tak dobrze sobie z tym radził w samotności. Jesteś niesamowita w tak wielu aspektach. Z dnia na dzień zaskakujesz mnie coraz bardziej i bardziej. 

- Puść mnie - przerwałam mu. Emocje pomału opadały, czułam, jak robi mi się słabo, jakby brakowało mi tlenu. Nie miałam siły wyrywać się z tej klatki, którą stworzył wokół mojego ciała swoimi ramionami. 

- Wierzę, że z tym też dasz sobie radę. Jeżeli nie chce mojej pomocy, w porządku. Ale przynajmniej nie próbuj mnie od siebie odepchnąć. Pozwól mi być obok. W razie gdybyś jednak mnie potrzebowała - poprosił, wreszcie poluźniając uścisk. Szybko się z niego wyswobodziłam. Teraz wreszcie mogłam zobaczyć jego twarz, jego oczy tak pełne nadziei.

Zabrakło mi słów. Dlaczego musiał być taki uparty? Każdy inny facet, którego poznałam do tej pory, po czymś takim po prostu się wycofywał. Dlaczego akurat on musiał być inny? Trwał przy moim boku, jakby to naprawdę miało mu przynieść jakąś korzyść. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc po prostu wyciągnęłam rękę po klucz, który wciąż ściskał w dłoni. Podał mi go, również bez słowa. Odwróciłam się na pięcie i wymaszerowałam z pokoju, próbując wyglądać na rozgniewaną, choć cała wściekłość już ze mnie uleciała, jak powietrze z balonika. 

Gdy wpadłam do pokoju, nie zastanawiałam się długo nad tym, co teraz. Po prostu wyjęłam z szafki kilka ubrań na zmianę, wzięłam z łazienki, co było mi najbardziej potrzebne, spakowałam dziennik, portfel, dokumenty, telefon i ładowarkę do torby. Wychodząc znów zatrzasnęłam drzwi, zamykając je na klucz, w razie gdyby Malikowi znowu coś strzeliło do głowy i tym razem chciał przeszukać moje rzeczy. Zbiegłam po schodach - minęłam go w korytarzu. Rzucił mi tylko jedno, zdziwione spojrzenie. Jego wzrok zatrzymał się na torbie, którą przewiesiłam przez ramię. Założyłam buty, wzięłam kurtkę i szybko wyszłam, nim zdążył się odezwać.



*



Chyba najgorsze w tym wszystkim było to, że tak naprawdę nie miałam dokąd iść. Abby już dawno się przeprowadziła. Co prawda wysłała mi SMS-a ze swoim nowym adresem, ale już nie raz jasno dała mi do zrozumienia, że nie jestem mile widziana w jej nowym domu. Nie miałam żadnych bliskich przyjaciół, bo zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby zerwać z nimi wszystkie kontakty. Alexis była teraz moim wrogiem numer jeden - z resztą, tak wiele razy życzyłam jej, żeby wpadła pod samochód, że teraz zwyczajnie było mi głupio spojrzeć jej w oczy. Przyjaciół Malika z kolei nie znałam na tyle dobrze, by któregokolwiek bezwstydnie mogła poprosić o nocleg. W dodatku oni od razu powiedzieliby Zaynowi, gdzie jestem. Jedyne, co przychodziło mi do głowy, to spędzenie nocy w którymś z tańszych moteli. Nie wzięłam ze sobą zbyt dużo pieniędzy, bo właściwie to wcale za dużo ich nie miałam. Moje wypłaty były marne, starczały zaledwie na dołożenie się do czynszu raz na miesiąc (dopiero po długich godzinach namów Zayn przyjął pieniądze, dla świętego spokoju), opłacenie rachunku telefonicznego i na niewielkie zakupy. Czego innego może się spodziewać nastolatka, która ledwie skończyła liceum i nie myśli o żaenych studiach?

Posiadanie Internetu w telefonie to luksus, na który ktoś o moich zarobkach nie mógł sobie jeszcze pozwolić, dlatego musiałam zdać się na siebie i przechodniów, którzy raczyli mi wytłumaczyć, gdzie znajdę najbliższy motel. 

Prawda była taka, że mogłam w każdej chwili bez problemu wrócić do domu Malika, ale byłam zbyt uparta i za bardzo zależało mi na honorze, by się poddać. Wiedziałam, że jeżeli nie wrócę na noc, będzie się cholernie o mnie martwił i własnie to sprawiało mi największą przyjemność. Myśl, że był ktoś, kogo jeszcze obchodziłam i sam fakt, że mogłam temu komuś zrobić na przekór. Cóż, taką już miałam osobowość - uwielbiałam robić ludziom na złość. Może dlatego, że oni sami nigdy mnie nie oszczędzali, a może na prawdę byłam po prostu aż tak egoistyczna.

Ruszyłam przed siebie, pomału, wlokąc nogę za nogą. Po nieprzespanej nocy i ciężkim dniu nie czułam się za dobrze. Zwłaszcza, że chyba brała mnie choroba. Nie byłam pewna czy gardło bolało mnie z całego wczorajszego i dzisiejszego krzyczenia, czy może to był jakiś wirus. Kaszel i katar (spotęgowany wypłakiwaniem oczu) również trochę mnie niepokoiły. Było mi wstyd wrócić z powodu zwykłego przeziębienia, dlatego zignorowałam wszystkie objawy, jak gdyby w ogóle nic się nie działo. Po drodze wstąpiłam do apteki, by kupić najtańsze tabletki na gardło i do sklepu spożywczego, bo nie spodziewałam się, bym wylądowała w pięciogwiazdkowym hotelu z obsługą i mini-lodówką pełną jedzenia. 

Od kilku miesięcy nie byłam zdana sama na siebie, dlatego ku mojemu zaskoczeniu, zaczęłam się denerwować. Ścisnęło mnie w żołądku, a oddech zrobił się krótszy, kiedy próbowałam się trochę uspokoić. Czy naprawdę aż tak szybko można się odzwyczaić od starych nawyków? Ponad trzy miesiące spędziłam w przytulnym mieszkaniu Malika, stroniąc od alkoholu i samotnych spacerów po nocach. Zayn zawsze mnie pilnował. Starał się, by było mi u niego dobrze. Oswoiłam się z jego obecnością do tego stopnia, że teraz czułam się samotna. Nie widziałam go przez niecałą godzinę - przede mną jeszcze długa noc i cały poranek w motelu. Czy to możliwe, że wizja ponownego spędzania czasu w samotności sprawił, że poczułam się aż tak zagrożona? Jakby naprawdę groziło mi jakieś niebezpieczeństwo. Dziwne uczucie, którego do tej pory nie doświadczyłam. Jak gdybym naprawdę zaczęła się martwić o swoje guzik warte życie.

Tak szybko jak otrząsnęłam się z nadmiaru przerażających myśli, tak szybko odebrano mi nadzieję, na spokojną noc w motelu. Jak się okazało, nie miałam dość pieniędzy nawet na jedną noc - źle wyliczyłam zabrane oszczędności. Mogłam nie wchodzić do apteki i sklepu, przynajmniej miałabym dach nad głową. Plułam sobie w brodę, że przed wyjściem bardziej się nie przygotowałam. Narobiłam sobie szkody, bo jak zwykle najpierw działałam, a dopiero później myślałam.

Usiadłam na schodach pod budynkiem, zakrywając twarz dłońmi. Miałam naprawdę straszny dzień - nie dość, że byłam wykończona po nieprzespanej nocy, byłam chora i nie miałam gdzie zatrzymać się na noc. Jedyne o czym marzyłam, to położyć się do ciepłego, bezpiecznego łóżka i najlepiej już nie wstać przez następne kilka dni. Zamknęłam oczy, tylko na chwilę, żeby wreszcie odpocząć. Powtarzałam sobie, że w końcu kilka minut snu na świeżym powietrzu mi nie zaszkodzi, a później... po prostu wrócę do domu z podkulonym ogonem. Malik wygrał - nie jestem w stanie dać sobie rady sama ze wszystkim. Każdy czasem potrzebuje pomocy. Nawet ja. Czasem pojawia się tylko jeden problem - skąd tę pomoc otrzymać? 

Malik, obiecałeś, że będziesz obok. Więc gdzie, do cholery, jesteś?, błagałam go w myślach, by jakoś magicznie się pojawił, przytulił mnie, zapewnił komfort, jak zwykle. Sama byłam sobie winna, bo nie słuchałam nikogo, tylko siebie. Zrobiłam na złość jemu, a i tak odbiło się to na mnie. 

Zayn, nie potrafię ci powiedzieć, że cię kocham, ale czy wystarczy, jeśli powiem, że czasem cię potrzebuję?, zapytałam w myślach, posyłając ku niemu ciche modlitwy. 

***

Dla tych, którzy czytają i komentują, xx. 
Love ya all! 


2 komentarze:

  1. Nareszcie się przyznała że go kocha.
    Czasem wydaje nam sie , że ta druga osoba jest nam nie potrzebna a wręcz zastawia nam drogę do obranego celu. Potem jednak okazuje się, że wystarczy chwila gdy jej zabraknie a my juz tęsknimy i żałujemy:/
    Co tu dużo mówić. Tyle negatywnych myśli i uczuć ale ta jedna zawsze wygrywa:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest cudowne *.*
    Uwielbiam twoje opowiadanie bo jak mało które, jest naprawdę oryginalne :)
    Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń