Tego
dnia zrobiłam sobie długodystansową, pieszą wycieczkę. Niestety nie byłam w
posiadaniu własnego samochodu, przez co często byłam skazana na swoją kondycję
i dobrą pogodę. Tak naprawdę po ostatniej nocy czułam, że mogłam dojść
wszędzie. Pierwszy raz od dawna nie nękały mnie koszmary. Co prawda sen sam w
sobie był smutny i przysporzył mi wiele cierpienia, jednakże szybko się z tego
otrząsnęłam.
Od
razu po przebudzeniu zabrałam się za sklejanie naszych zdjęć. Byłam wściekła na
siebie, że miałam czelność zrobić coś takiego. Przecież każde to zdjęcie kryło
w sobie wiele dobrych wspomnień. Każde było pamiątką po Aidenie. Pamiątką,
którą trzeba było zachować.
Nie miałam pojęcia skąd wziął mi się
pomysł na podróż w nasze ulubione miejsce. Może to Aiden mi je podesłał? Może
naprawdę nade mną czuwał. Cóż, on nigdy nie rzucał słów na wiatr.
Zajęło mi to ponad półtora godziny, żeby dojść do celu, ale nie poddałam się. Z dumą pokonałam ostatni kawałek drogi
i wspięłam się na górę. Podeszłam bliżej krawędzi klifu, by spojrzeć w
przepaść. Lubiłam ten dreszczyk emocji, ten zastrzyk adrenaliny, gdy stawałam
tak blisko krawędzi.
Aiden zawsze odciągał mnie od
szalonego pomysłu podejścia do ostatniego metra, dzielącego mnie od przepaści.
Cóż, teraz nie mógł mi niczego osobiście zabronić, jednakże wbrew pozorom wciąż
czułam tam jego obecność. Nie chciałam mu się narażać.
Usiadłam pod drzewem, w tym samym
miejscu co zawsze. Czekałam na jeden z najpiękniejszych cudów natury –
czekałam na zachód słońca. Stąd zawsze był najlepszy widok, nie tylko widok na
horyzont, ale również na rozciągającą się wzdłuż panoramę Londynu.
W trakcie zachodu zawsze panowała tu
niezwykle romantyczna atmosfera. Ptaki śpiewały sobie nawzajem serenady, wiatr
delikatnie rozwiewał nam włosy, przy okazji podając jak na tacy świeży, czysty
zapach wiosny. Tak też było i tym razem.
Choć byłam tam sama, czułam jego
obecność i to mi wystarczało. W końcu po tak długim czasie spędzonym w bólu i
cierpieniu poczułam się... wolna. Może i nie potrafiłam jeszcze skakać z radości,
ani aż tak cieszyć się życiem jak kiedyś. Jednak w końcu udało mi się jakimś
cudem zapełnić pustkę. I tym razem nie potrzebowałam do tego nawet kropli
alkoholu.
*
Dosłownie pękałam z dumy. Słońce już
zaszło, minął prawie cały dzień, a ja ani razu nie zamoczyłam ust w alkoholu
macochy, który swoją drogą jeszcze tkwił na dnie mojego plecaka. Dzięki „wizycie”
Aidena, coś się we mnie zmieniło. Miałam ogromną nadzieję, że wszystkie zmiany
idą w lepszym kierunku, ale ciężko było samej cokolwiek stwierdzić.
To nie było tak, że miałam problem z
alkoholem. Wiedziałam, że zdarzało mi się go nadużywać, jednak nawet w
nadmiarze potrafiłam zachować umiar. Musiałam czymś się zająć gdy moje życie
zaczęło się walić. A skoro procenty potrafiły postawić mnie do pionu i sprawić,
że chociaż przez chwilę znów czułam się… zwyczajna, to korzystałam z ich
pomocy. Czy to już kwalifikowało mnie do grupy potrzebującej pomocy?
Po tak długim spacerze powinnam być
wykończona. Powinnam była od razu wrócić do domu, jednak mi wciąż było mało.
Postanowiłam, że skorzystam z przychylności matki natury – na dworze było ponad
dwadzieścia stopni! – i przejdę się do parku, w którym to dzień wcześniej
zdarzył się incydent z mężczyzną o jasnych włosach.
Z uśmiechem na ustach przycupnęłam
na tej samej ławce. Wyciągnęłam z plecaka mp4. Gdy włożyłam słuchawki do uszu,
świat przestał dla mnie istnieć. Muzyka była naprawdę ważną rzeczą w moim
życiu. Często dzięki niej odnajdywałam się w tym okrutnym świecie. Bo to
właśnie dzięki utworom, które wychodzą spod innej ręki dowiadujemy się, że nie
jesteśmy sami. Że istnieją ludzie o podobnym spojrzeniu na świat.
Piosenki zmieniały się losowo. A los
niestety nigdy mi nie sprzyjał. Wybrał więc najgorszy utwór, który tak bardzo
wpływał na moją psychikę. Wszystko co mówiłam, wszystko o czym myślałam –
stało się nieważne. Myślałam, że udało mi się zasklepić tę ogromną ranę w
moim sercu. Ale jak ja mogłam tego dokonać w jeden dzień? Jeden żałosny dzień na tle trzystu sześćdziesięciu pięciu innych? Na tle całego tysiąca dni spędzonych
razem?
W słuchawkach leciała nasza
piosenka. Elton John – Your Song. Dlaczego, do diabła, nie usunęłam tego utworu? Przez swój niepomyślunek, teraz siedziałam
sama w parku, przeżywając na nowo wszystkie niegdyś szczęśliwe chwile, które
teraz z delikatnością piły łańcuchowej kaleczyły moje biedne, i tak już mocno poharatane serce.
*
-
Co robisz?! – krzyknęłam, bijąc blondyna po plecach.
Chłopak,
z gracją balet mistrza, przerzucił mnie sobie przez ramię. Jako że nigdy nie
narzekałam na swoje stosunki z podłożem, naprawdę bardzo mi go w życiu zaczęło
brakować odkąd na drodze stanął mi ten złotowłosy osiłek.
-
Postaw mnie natychmiast! Ja tego żądam!
-
Ty tego… żądasz? – Zaśmiał się perliście, tylko poprawiając mnie lekkim
podrzutem do góry. Pisnęłam przerażona wizją bliskiego spotkania ze starym
przyjacielem – podłogą. – Wiesz, że ze mną nie tędy droga – powiedział, siląc
się na stoicki spokój.
Ta
sytuacja tak bardzo go bawiła, że miałam ochotę zadźgać go na śmierć. Co wkrótce
niechybnie miało nastąpić. Położył
mnie delikatnie na kocu, który rozłożył dużo wcześniej pod drzewem w parku. Gdy
usiadł tuż obok, od razu zabrał się za wyjmowanie jedzenia z wiklinowego
koszyka, które przytaszczył w ten sam sposób co mnie przed sekundą. Odczekałam
chwilę, by zyskać moment zaskoczenia, nim rzuciłam się do ataku. Zaczęłam dźgać
go po brzuchu palcami, przyprawiając go o napad histerycznego
śmiechu. Udało mi się! Niczego się nie spodziewał, więc nie miał jak się
bronić. Oczywiście, do czasu…
Gdy
udało mu się złapać mnie za oba nadgarstki, położył mnie z powrotem na ziemi,
przygniatając swoim ciałem. Nie powiem – czułam się conajmniej dziwnie, jednak
jego bliskość wcale mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. Naprawdę bardzo jej
pragnęłam, choć wcześniej byłam tego całkiem nieświadoma.
-
Byłbym głupi, gdybym nie skorzystał z takiej okazji – szepnął.
Jego
ciepły, miętowy oddech delikatnie otulił moją twarz. Czułam jak rumieńce
delikatnie wpełzają na moje policzki. Po chwili zmniejszył odległość dzielącą
nasze twarze do minimum. Po raz ostatni zerknął w moje oczy, po czym złączył
nasz usta w delikatnym, czułym pocałunku.
Wyrwałam słuchawki z uszu i
wrzuciłam je z powrotem do plecaka.
- Nie chcę tego pamiętać – jęknęłam do
siebie, podkulając nogi pod brodę i obejmując je rękami.
Dobrze wiedziałam co w tej chwili
przyniosłoby mi ukojenie. A przynajmniej mogłam tylko przypuszczać. Ostatnio
bowiem różnie reagowałam na tą ciecz zwaną alkoholem. Zdarzało się, że przez
nią jeszcze bardziej zatapiałam się we wspomnienia. A zdarzało się, że dzięki
niej nie pamiętałam nic.
Westchnęłam niezdecydowana. Trochę
się bałam. Bałam się, że w końcu wpędzę się w kozi róg. Że naprawdę będę
musiała przyznać przed sobą, że mam problem.
Odsunęłam jednak wszelakie myśli
tego typu na bok. W przypływie siły i odwagi sięgnęłam do plecaka, by wyjąć
ostatnią butelkę, którą udało mi się wynieść z domu spod niedość czujnego oka
Abby. Pociągnęłam kilka łyków, nawet nie rozkoszując się smakiem ostrej cieczy.
Tym razem wszystko poszło po mojej
myśli. Wspomnienia stawały się coraz bardziej rozmyte, aż w końcu zniknęły na
dobre.
Na
dobre kilka minut, pomyślałam, ciągnąc kolejny łyk z butelki.
Nie zdążyłam pomyśleć o tym jak wrócę do domu, a już leżałam rozciągnięta na całą długość zimnej, żelaznej
ławki z pustą butelką w dłoni.
- Znowu to zro-biłaś. Zno-wu się
pod-d-dałaś – mamrotałam do siebie, nawet nie rozumiejąc swoich własnych słów.
Byłam świadoma tego co działo się
wokół mnie, dlatego bez problemu zauważyłam czarny kształt przypominający
człowieka, który zbliżał się w moją stronę w niebezpiecznie szybkim tempie.
Niestety wiedziałam czym skończą się wszelakie próby ucieczki. Porażką.
Jeżeli oczywiście trzeba
byłoby uciekać,
pomyślałam.
Leżałam spokojnie na ławce. Moje
nogi odmawiały mi posłuszeństwa, przez co nie mogłam nawet wrócić do pozycji
siedzącej. Moim drugim problemem stał się niesamowicie silny ból głowy, który
niestety z czasem wcale nie robił się lżejszy.
*
Czarny kształt był coraz bliżej, a
ja zdałam sobie sprawę, że nawet gdybym zaczęła krzyczeć, to z mojego bełkotu
nikt nie wyciągnąłby żadnej wiadomości. Co najwyżej przechodni pomyśleli by, że
mówię szyfrem, którego lepiej nie rozkodowywać... dla własnego dobra.
Czarny kształt okazał się być
szczupłym, wysokim mężczyzną o bardzo ciemnej cerze i równie ciemnych, czarnych
oczach, w których, jak czułam, można było roztapiać się godzinami. Zrobił
jeszcze kilka niepewnych kroków, lustrując mnie wzrokiem. W jego pięknych
oczach kryło się przerażenie. Poprawił dłonią ciemno brązowe włosy postawione
na żel, na których przedniej części widniało komicznie wyglądające blond
pasemko. Wystarczyło raz obrzucić go spojrzeniem, by dostrzec poczucie mody.
Nosił czarne rurki, białe conversy, skórzaną, czarną kurtkę i zwykły, biały
T-shirt, który idealnie podkreślał jego mięśnie. Po chwili zauważyłam, że pod
kurtką ciemnowłosy ma również szarą bluzę, której kaptur miał niechlujnie
zarzucony na głowę. Wyglądał niebywale seksownie.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że
skądś go znam.
- Czy wszystko w porządku? – zapytał
z dość ciekawym akcentem, po którym dało się wyczuć, że chłopak nie jest
londyńczykiem. – Potrzebujesz pomocy? – dodał, podchodząc jeszcze trochę
bliżej.
Dotarło to do mnie z niemałym
opóźnieniem, ale w końcu dotarło. Gdybym miała choć trochę siły, a ręce nie
zamarzły by mi na kość, to z chęcią pacnęłabym się w czoło.
Przecież to był Zayn Malik –
chłopak, który mieszkał kiedyś na tym samym osiedlu co ja. Chłopak, z którym
tak często widywałam się na imprezach u znajomych. Zdarzało nam się czasem
wychodzić rano na kawę przed szkołą. Albo nie iść do szkoły po to, by iść na
kawę. W pewnym sensie dość dobrze się znaliśmy. Jednak kontakt się urwał, kiedy
Zayn wyprowadził się z okolicy i wszelki słuch po nim zaginął.
- No c-ty – rzuciłam, próbując
podnieść się z ławki. – Wszystko jest d-brze.
W końcu udało mi się stanąć na
nogi. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że wcale nie stoję o
własnych siłach. Malik oplótł mnie w tali, chroniąc tym samym przed upadkiem i
zbyt bliskim kontaktem z brudnym chodnikiem. Posłałam mu uśmiech pełen – w moim
mniemaniu – wdzięczności.
- Z wiekiem coraz więcej imprez, co?
– zapytał dość rozbawiony moją sytuacją.
Gdyby
tak znał prawdę…
-
Gdzie mieszkasz? Odprowadzę cię – dodał po chwili, nawet nie czekając na
odpowiedź na poprzednie pytanie.
Już chciałam mu wybełkotać swój
adres, gdy w końcu zrozumiałam, że tak naprawdę…
- Nie p-mięt-m – rzuciłam,
opierając się mocniej na jego ramieniu.
W pewnym sensie cieszyłam się z
obecności ciemnowłosego. Spotkania po latach były zawsze ciekawym
doświadczeniem. Co prawda najczęściej kończyły się niezręcznym milczeniem, jednak w
sytuacji, w której jedna ze stron jest kompletnie pijana raczej nie było się
czym martwić.
Jego silne ramię, na którym niemalże wisiałam,
było bardzo pomocne w walce z rozchwianym emocjonalnie światem. Ciekawa byłam ile z tego wszystkiego będę pamiętać z rana. Czknęłam soczyście do ucha chłopaka,
na co on zareagował cichym chichotem. Nie rozumiałam co w tej sytuacji było
zabawnego. Przecież ja nawet nie pamiętałam swojego adresu! Jak miałam dostać
się do domu?
Przez chwilę żałowałam, że nigdy
wcześniej nie zaprosiłam go do siebie. Przynajmniej kojarzyłby wtedy ulicę, na
której mieszkałam. Panika
zżerała mnie od środka, jednak na zewnątrz zachowywałam się chyba aż za
spokojnie. Z perspektywy chłopaka to musiało wyglądać tak, jakbym zaraz miała
zasnąć na jego ramieniu.
- To co w takim razie mam z tobą
zrobić? – zadał to pytanie bardziej sobie, niż mnie. Chciałam wzruszyć
ramionami, jednak nie miałam na to nawet grama zarezerwowanej siły.
Widział, że długo tak nie pociągnę,
więc delikatnie posadził mnie z powrotem na ławkę. Wtuliłam się w metalowe
oparcie, które miło chłodziło moje rozgrzane do czerwoności policzki.
Rozejrzałam się dookoła. Chłopak spacerował w tę i z powrotem ze słuchawką przy
uchu. Byłam ciekawa gdzie dzwonił, nie miałam jednak siły nawet zadać tego
pytania na głos.
Przekręciłam się na drugi bok i…
zamarłam.
Otworzyłam szeroko oczy, wpatrując
się w postać Aidena, która znikąd pojawiła się tuż obok mnie. Siedział na
ławce i bez skrupułów patrzył w moje oczy, jak to miał w zwyczaju robić. Uniósł
kąciki ust nieco ku górze, po czym przeczesał dłonią swoje idealnie ułożone
włosy. Mrugnął do mnie zawadiacko i odwrócił się w drugą stronę.
- Aiden… - szepnęłam, lustrując go
wzrokiem.
Zachowywał się tak jak gdyby mnie
nie słyszał. Odwrócił się dopiero po kilku sekundach. Po raz kolejny spojrzał
prosto w moje tęczówki i powiedział pewnym, spokojnym tonem:
- Nie zapomnij, co mi obiecałaś.
Dasz mi odejść i ruszysz dalej.
Pokiwałam lekko głową, nim moje
ciężkie od zmęczenia powieki przymknęły się na dłużej niż powinny. Odpłynęłam
do krainy Morfeusza w jednym z najmniej odpowiednich momentów mojego życia.
~*~
Akcja nabiera tempa bardzo powoli, przynajmniej sama mam takie wrażenie. Ale cel jest zamierzony, oczywiście. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować tym, którzy postanowili zaobserwować ten blog i zagłębić się w życie Camryn. Dziękuję za wyrażenie opinii pod poprzednim rozdziałem, jesteście kochane :3
Pozdrawiam serdecznie!
Jejku suuuuperrr *-*
OdpowiedzUsuńKiedy kolejne? :D
Cześć, z tej strony nowa czytelniczka, która lubi nocami buszować po Internecie doszukując się coraz lepszych – nowszych – blogów z opowiadaniami. Zastanawiam się czemu opisuję Ci kawałek swojego internetowego życia, ale cóż, niekontrolowane myśli, które przelewam… do Worda (jak każdy komentarz, który piszę). Hm, myślałam, że pierwszy raz czytałam coś Twojego autorstwa, ale myliłam się Niewolnicy Uczuć – wspaniałe, no i znowu wyjeżdżam poza temat, brr. Melanie opanuj się. Przechodzę więc do pierwotnego tematu.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa, ile kobiecino kochana masz lat? Szukałam chyba wszędzie – w zakładce „autorka” także, przeszukałam chyba wszystkie Twoje blogi i jakoś nie znalazłam, albo jestem ślepa – co jest bardzo prawdopodobne :D.
Carmyn, Carmyn, Carmyyyn! Jakie piękne imię ma ta dziewoja. Naprawdę! Sama bym nazwała tak swoją postać główną, ale nie chcę papugować, więc daruję sobie. Chociaż to imię ciągle kojarzy mi się z ptakiem, dokładniej kanarkiem *_*. Tak wiem, dziwne mam skojarzenia, ja po prostu tak mam ^^. Carmyn wydaje się dziewczyną, która nie razi sobie z problemami – co widać już we wstępie, popada powoli w alkoholizm, pije bezustannie, gdy tylko ma możliwość. Ale żeby zachlać się do tego stopnia by nie pamiętać adresu swojego zamieszkania? ^^ Trzeba być panną Darlą (Boziu, za Chiny nie wiem jak się to odmienia, podpowiesz mi może, dobra duszyczko?). Ach, mam do Ciebie pytanie: kim jest dziewczyna odzwierciedlająca Camryn? Jest przecudowna, te delikatne rysy twarzy i ten zadziorny mają coś, co mnie przyciąga do niej, perfidnie <3. Wracając do Cam, o której mogłabym mówić bez przerwy, spotkała naszego drogiego Malika, aż dziw, że jej nie poznał! Przecież na pewno to nie było aż tak dawno, co nie? Nie pamięta jej chłopaczyna ;C. Ja bym się chyba załamała, no ale… to moje wrażenie :D.
A ten chłopak, którego spotkała – a raczej na którego wpadła – to jest brat Aidena? Rider? :D Skoro mówiłaś, że są do siebie podobni, to od razu przyszedł mi do głowy właśnie on :D.
Na tym się kończy mój komentarz, oczywiście będę zaglądać częściej ;* Będę dokładnie czytać, komentować dzielnie (może mi się zdarzyć z innego konta, ale wtedy się podpiszę jako „Mel”. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Cię. Hueh, wyjątkowo dzisiaj nie mam weny, aż mi wstyd ;C
Załamują mnie takie dziewoje jak ta wyżej :D
Życzę weny, pomysłów i… dotrwania do końca. Całuję, Mel ;*
Chyba nic się nie stanie jak odpiszę tutaj, gdyż tam... nie zaglądam, jedynie sporadycznie :)
UsuńHm, mogę powiedzieć, że mam kompleksy przez Ciebie w tej chwili. Załamałam się tym, że nie umiem niczego ubrać w dobre. Dla mnie piszesz, hm, idealnie? O tak, mhm, masz ten dar, w którym mnie położyłaś na łopatki i chyba nie wyrosnę z tego :c. Załamałam się kompletnie xD
Awww, ja chcem więcej Camryn!
PROSZĘ, wyłącz weryfikację ;C
Dziękuję Ci za miłe słowa, aż mi się cieplej na sercu zrobiło. Aż mam ochotę napisać kolejny rozdział z wrażenia :3 Ale... kompleksy? Przeze mnie? No coś Ty! Z jakiej racji? Chyba się zarumieniłam ;d Co prawda na razie miałam okazję tylko przeczytać Twój prolog i nic więcej (z Twojego profilu zniknęły odnośniki opowiadań), ale na podstawie prologu wiem, że piszesz świetnie i bardzo ciekawie. Tajemniczo, to też słowo, którego bym tutaj użyła. :3
UsuńTo weryfikacja jest włączona? :O Matko, umknęło mi to totalnie, nawet nie wiem jakim to cudem. Zaraz wszystko dokładnie posprawdzam i powyłączam co nie potrzebne.
Pozdrawiam :)
Serio cieplej? :D Ach, to pisz koniecznie! :D Ja z chęcią przeczytam i skomentuję ponownie <3 Nie mogę się normalnie doczekać, omomom, ja normalnie oszaleję zaraz, heh :D
UsuńDziękuję, że ją wyłączyłaś, naprawdę wkurzające to, jak ciągle muszę wpisywać kod, masakryczne :C
Jakby co będę teraz pisać z tego konta, bo zapomniałam hasła na tamto :o, tak jest jak mam kilka różnych haseł na gmailu i innych portalach ;)
Pozdrawiam cieplutko, Mel ;*
Lubię Zayna. xD Baaardzo go lubię.
OdpowiedzUsuńPoza tym masz bardzo ładny szablon, wiesz? Szkoda tylko, że nie przystosowany do rozdzielczości mojego komputera.
Piszesz "Niewolnicy Uczuć", prawda? A wiesz, że Twój styl z tego opowiadania jest całkowicie różny od NU? To bardzo fajnie, tak na nowo Cię odkrywać. Taki powiew świeżości, tym bardziej, że NU jest chyba bardziej nastawione na komizm. A przynajmniej tak jest w moim odczuciu.
Rozdziały ciekawe. Interesująca jest postać Aidena. Trochę odrzuciła mnie ta chrapka Cam do picia alkoholu, ale chyba ją polubię. Zwłaszcza, że pojawił się w końcu Zayn.
Pewnie bym coś jeszcze napisała, ale oczy mi się już same zamykają. Więc...
Czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam
www.jedna-droga.blogspot.com
No i nadszedł czas na mój wieczorny deser ♥
OdpowiedzUsuńPo pierwsze widzę zmianę szablonu. Jest pięknie. Tamten też był piękny. Ten też taki jest. ;D
Wiedziałam, że Aiden będzie przy niej w ten taki duchowy sposób. Że będzie czuła jego obecność. Nie spodziewałam się jednak, że pod wpływem kolejnego wspomnienia się znów posypie. Ale nie dziwię się. To wspomnienie było tak cudowne, że teraz, kiedy chłopaka już nie ma przy niej stało się okropnym cierpieniem. Ale kiedy czytałam ten fragment to czułam te wszystkie pozytywne uczucia, zakochanie i to jak bardzo byli w siebie wpatrzeni, wiesz? Wiesz.
Szkoda, że po raz kolejny sięgnęła po alkohol. Mam nadzieję, że jakoś uda się jej to przerwać. Niby jest świadoma co się dzieje, ale kurczę, czy to na serio jedyny sposób. Może teraz Zayn jej pomoże. BOŻE, ZAYN. Kocham Cię za to. I w momencie "Przecież to był Zayn! Zayn Malik" pomyślałam, że za chwilę będzie coś w rodzaju "Ten Malik, z 1D!". Tak się ucieszyłam, że się pomyliłam, że hohoho. No, ciekawe co mulat z nią zrobi. I na sam koniec, jak wisienka na torcie, to, że zobaczyła Aidena. Jest idealnie, wiesz? Wiesz. ♥
Kocham, Twoja Mai ♥
PS. Za błędy przepraszam, nie jestem w stanie logicznie myśleć. ;D
No widzisz? Cieszę się, że nie zawiodłam Cię tym momentem "zapoznania" bohaterów. Jejku, gdybym napisała "Ten Malik z 1D!" to chyba sama później złapałabym się za głowę, kiedy przeczytałabym to od nowa. Nie, co to, to nie. Dobrze wiesz, że uwielbiam Twoje komentarze i cieszę się, że Cię internetowo poznałam :)Pozdrawiam serdecznie ♥
UsuńTak! pojawił się Zayn, co mnie bardzo cieszy :) cały rozdział jest świetny. wszystko ze sobą gra, nie dostrzegam błędów. co najważniejsze czyta się to lekko i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńczekam na coś nowego ;)
Cieszy mnie Twoja opinia, dziękuję za nią z całego serca. Dobrze wiedzieć, że jednak wcale Was swoimi historiami nie zamęczam :) Już od jakiegoś czasu zabieram się za Twoje Take me to the place I know, chcę nadrobić wszystko od prologu. Jednak wiem, że jak już zacznę, to się nie oderwę, bo czytałam wcześniej urywki tej historii, dlatego czekam na trochę więcej wolnego czasu. Wiesz, szkoła :3
UsuńPozdrawiam!
za piękne! można się bardzo wczuć, i jeszcze ten jej chłopak.. o ja cię.. umieram. Pięknie piszesz, nie mogę się doczekać następnego rozdziału. :D
OdpowiedzUsuńDlaczego ja wcześniej nie wiedziałam, że masz drugiego bloga? :o
OdpowiedzUsuńJest, prześwietny, inny niż czytałam dotychczas.. ma w sobie coś niesamowitego.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
PS. PRZEZ CIEBIE MAM KOMPLEKSY! JAK JA, TAKI ZIEMNIAK, MOŻE BRAĆ SIE ZA PISANIE OPOWIADAŃ, KIEDY CZYTA BLOGI MISTRZYNI, KTÓRE SĄ NIESAMOWITE? BOŻE, JESTEM OKROPNA xD
Szczerze, to nie mam pojęcia dlaczego :D Dodałam go w sumie tylko do linków u siebie, także mogłaś przeoczyć :3 Cieszę się, że Ci się podoba. Ale o czym Ty mówisz? Ja tam bardzo lubię Twoje historie, nie mów mi, że są złe, słabe, czy cokolwiek innego - każdy ma swój styl, ja Twój lubię :)Dziękuję za miłe słowa, doceniam :3
UsuńPozdrawiam :)
Hmm, drugi rozdział, nie jest źle, nareszcie udało mi się znaleźć opowiadanie, z którym będę mogła być na bieżąco (a przynajmniej mam taki zamiar ;p). Sam rozdział mi się jak najbardziej podoba, całkiem ciekawie piszesz (w każdym bądź razie na tyle ciekawie, że przeczytałam cały rozdział i ani razu nie pomyślałam "długo jeszcze? kiedy koniec?" ;D Co jest równoznaczne z tym, że jak najbardziej Twój blog mnie zainteresował, toteż postaram się wpadać jak najczęściej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zapraszam: http://konie-filmy-ksiazki.blogspot.com/
Cieszę się, że znalazłaś akurat mój blog :) Mam nadzieję, że wytrwasz do końca ;}
UsuńPozdrawiam,
Świetne, świetne, świetne! Masz zajebisty talent :D tutaj już się nie będę rozpisywać, moją dokładną opinię masz pod Rozdziałem Pierwszym.
OdpowiedzUsuń"Bo to właśnie dzięki utworom, które wychodzą spod innej ręki dowiadujemy się, że nie jesteśmy sami. Że istnieją ludzie o podobnym spojrzeniu na świat." - ten fragment wędruje do mojego zeszytu ze złotymi cytatami *-*
Czekam na nexta :)
~Yumi ;3
Ale mi miło się zrobiło! Przeczytałam obydwa komentarze, ten spod poprzedniego i ten powyższy, a teraz szczerzę się do monitora :3 Dziękuję za opinię, cieszę się, że to, co piszę Ci się podoba. Miło słyszeć, że coś, co robisz, naprawdę... wychodzi :D
UsuńPozdrawiam!