- Malik?! Co to jest, do jasnej cholery? - wrzasnęłam prawdopodobnie na
tyle głośno, by sąsiedzi usłyszeli dokładnie każde moje słowo. I dobrze, niech
wiedzą, co zmalował Pan Gwiazda.
Chłopak zjawił się w kuchni nienaturalnie szybko, jakby naprawdę się bał,
że znalazłam coś, czego moje oczy nie powinny nigdy ujrzeć. Aż mnie zaciekawił,
co takiego trzyma pod kluczem, daleko od światła dziennego. Odwróciłam na
chwilę wzrok – Zayn miał na sobie jedynie luźne dresy, przez co narażał moje
biedne serce na zawał. Jego włosy były potargane, chyba dopiero zwlekł się z
łóżka. Nic dziwnego, była dwunasta, a on miał dzień wolny.
Osobiście cieszyłam się z każdej wolnej chwili spędzonej w nowej pracy.
Miałam dziwne wrażenie, że szatyn pociągnął za kilka sznurków, kiedy nie
patrzyłam, inaczej pewnie nie dostałabym posady asystentki w jednej z
najlepszych gazet związanych z modą, której sama byłam wierną czytelniczką. Na
to samo stanowisko próbowały się dostać prawdopodobnie setki dziewczyn z
lepszymi CV od mojego, a jakimś cudem wybrano akurat mnie, osobę, która ledwie
skończyła liceum.
Z drugiej strony może jednak było we mnie coś, co zaintrygowało pracodawców. Byłam chyba
zbyt przewrażliwiona na tym punkcie, dlatego pierwsza moja myśl po rozmowie z
Leną River, moją obecną szefową, to oskarżenie Zayna. Cóż, miałam powody by to zrobić, bo Malik naprawdę zadziwiająco się o
mnie troszczył, na każdym kroku starał się mi dogodzić, a ja zwyczajnie nie potrafiłam komuś takiemu zaufać. Komuś, kto stawiał mnie na piedestale. Bo najczęściej niedługo później znikał z mojego życia na zawsze. Co do Malika, często wydawało mi się,
że robił to, by się do mnie zbliżyć. Żebym wreszcie się przed nim otworzyła i
przestała chować wszystko, co mnie gryzło, gdzieś głęboko w sobie.
- No, pytałam o coś, tak? Co to ma być? - rzuciłam gniewnie.
- Zdaje się, że mleko – mruknął, unosząc ciemne brwi wysoko do góry. Rzucił
w moim kierunku rozbawione spojrzenie, na które od razu odpowiedziałam wymownym
warknięciem.
- Zdaje się, że to było mleko, zanim ktoś go nie wypił i
nie wstawił do lodówki pustego kartonu – podniosłam głos, rzucając w niego
pustym pojemnikiem. Malik zręcznie złapał przedmiot, nim ten zdążył drasnąć
jego piękną twarz.
- Właśnie, zapomniałem ci powiedzieć. Jak będziesz wracać z pracy, to
możesz zrobić zakupy. Chyba mleko nam się skończyło.
Zaśmiał się donośnie i całkiem szczerze. Z początku chciałam zareagować
podobnie, naprawdę lubiłam, kiedy się śmiał. Jednak przypomniałam sobie, że
jestem na niego bardzo, bardzo wściekła i nie mogę popuścić karygodnego
zachowania jakim było wsadzenie pudełka do lodówki. Skoro już było puste, nie
mógł go wyrzucić? Po co zawracał sobie głowę wsadzaniem go z powrotem?
Warknęłam i tupnęłam nogą, co musiało wyglądać komicznie z jego
perspektywy, bo przytrzymał się blatu kuchennego, żeby nie paść na kolana ze
śmiechu. Szkoda, że zdążyłam się już pozbyć z rąk tego durnego kartonu, bo tym
razem na pewno bym nie chybiła.
Westchnęłam, odwracając się na pięcie. Zebrałam naczynia ze zmywarki i z
gracją słonia zamknęłam kopniakiem jej drzwiczki. Cały czas czułam na sobie
natarczywe spojrzenie szatyna, jednak z premedytacją unikałam patrzenia w jego
stronę. Od kiedy zamieszkałam z Mulatem, cały czas zastanawiam się dlaczego, do
diabła, chłopak trzyma talerze w górnej szafce? Od dziecka byłam przyzwyczajona
do wkładania ich do tych dolnych. Może to przez jego wzrost? Był wysoki, mógł
je kłaść gdzie chciał. Ja miałam większy problem z dostaniem się do nich.
Dlatego zerknęłam na górę talerzy jak największe wyzwanie dnia. Nim zdążyłam
poskładać wszystkie na kupkę w znienawidzonym miejscu, poczułam na sobie ciepłe
dłonie Zayna, które skutecznie rozproszyły mnie do tego stopnia, że o mały włos
nie wypuściłam z rąk trzymanego naczynia.
- Ej, nie gniewaj się na mnie – jęknął w moje włosy, kiedy zmusił mnie do
podtrzymania się o blat samym swoim zachowaniem.
- Nie gniewam się – odpowiedziałam sucho, powstrzymując drżenie
głosu. Co do...?
- Przecież widzę, że jest inaczej. Ja tylko żartowałem, przepraszam, okay?
- dodał, mocno przytulając mnie od tyłu.
Z początku miałam się całkiem dobrze, czując dookoła swojego kruchego ciała
te silne ramiona, których (mimo woli) dotyku pragnęłam. Z sekundy na sekundę
coś się we mnie zmieniało. Nagle jego obecność zaczęła mi przeszkadzać, bo w
mojej głowie zagnieździł się pomysł, że gdyby nie wydarzenia sprzed kilku
długich miesięcy, w ten sposób przytulałby mnie teraz Aiden.
Wyrwałam się z uścisku, przy okazji ocierając pierwsze łzy, które tworzyły
czarną od tuszu do rzęs ścieżkę na moich czerwonych ze wstydu policzkach. Nie
chciałam się tak zachować, nie chciałam, by czuł się zdezorientowany, smutny,
niepewny, jakby to była jego wina. W końcu to wszystko ja i moja mocno
naruszona przez życie psychika.
*
Trzasnęłam drzwiami do swojego pokoju, przekręciłam klucz, po czym bez
zawahania rzuciłam się na łóżko. Ukryłam twarz w poduszkach i pozwoliłam swoim
emocjom przejąć kontrolę nad moim ciałem.
Było już tak dobrze. Czułam, że było ze mną lepiej, bo z dnia na dzień
coraz rzadziej zalewałam się gorzkimi łzami. Potrafiłam rozmawiać z Malikiem na
więcej tematów, niż te początkowe błahostki typu jaką mamy dziś pogodę i co
będzie na obiad. Zdarzyło się nawet, że przez przypadek prawie powiedziałam
mu o śmierci Aidena. Niestety, zadzwonił jego telefon, a ja do tej pory mam
ochotę zabić tego cholernego osobnika, który popsuł moje zamiary. Później
zwyczajnie się speszyłam i więcej do tematu nie wróciliśmy. A przynajmniej ja
nie wróciłam, bo Mulat sprytnie próbował nawiązywać do historii, którą chciałam
mu opowiedzieć. Przepraszał mnie kilka razy za to, że odebrał, choć wcale nie
miałam mu tego za złe. Rozumiałam przecież, że chłopak ma na karku nie tylko
swoją karierę, ale i karierę przyjaciół z zespołu, więc odbieranie telefonu wydawało się obowiązkiem. Cóż, po pierwszej nieudanej próbie przeprowadzenia go (i przy
okazji siebie samej) przez ciężkie tematy, więcej się tego nie podjęłam.
Zaczęłam się nawet pilnować, by nie powiedzieć za dużo, kiedy bawiliśmy się w
godzinę szczerości. Może i wciąż miałam to nieprzyjemne uczucie, że go okłamywałam,
ale coraz łatwiej było mi sobie wmówić, że to nic takiego. Że to lepiej dla
niego, jeżeli nie pozna do końca bolesnej przeszłości tej płochliwej wariatki,
która mieszka pod jego dachem.
Minęło trochę czasu, nim łzy w końcu przestały lecieć. Chyba zwyczajnie
skończył mi się ich zapas, który tak skrupulatnie trzymałam na specjalną
okazję, bo choć nie miałam czym, wciąż miałam ochotę płakać. Podobno ta słona
woda jest oznaką słabości człowieka. Może i dla niektórych twardzieli, którzy
nawet sypiąc sól na rany będą zaciskać szczękę i śmiać się do otoczenia. Dla
mnie łzy oznaczały wolność. Kiedy potok spływał po moich policzkach... wreszcie
czułam się wolna. Jakby zamiast zwykłej wody spływały bolesne wspomnienia i
przykre myśli na temat niewiadomej przyszłości, która niczym ciemność nocą
rozciągała się wokół mnie i wyciągała do mnie swoje upiorne macki.
Od tak dawna zadawałam sobie te same pytania. Co dalej? Aiden odszedł, a ja
zostałam. On wreszcie mógł zaznać trochę spokoju, kiedy ja cierpiałam katusze,
wciąż tęskniąc i wciąż błagając o jego powrót. A przecież obiecałam, że dam mu
odejść. Prosił mnie o to, dałam mu słowo, którego teraz nie potrafiłam dotrzymać.
Może gdybym w końcu otworzyła się na nowe znajomości, ruszyła do przodu na
poszukiwanie drugiej prawdziwej miłości... Ale... przecież to śmieszne.
Prawdziwa miłość, to pierwsza miłość. Miłość, której się nie zapomina, którą
przeżywa się ciałem, duszą, każdą komórką ciała, każdym mililitrem krwi, każdą
najdrobniejszą łzą. Tego nie da się ot tak odtworzyć. A przynajmniej ja nie
potrafiłam w to uwierzyć. Może to było moim problemem? Brak wiary w szczęśliwą
przyszłość, która na pewno na mnie czekała z szeroko otwartymi ramionami. To ja
błądziłam z zamkniętymi oczami, niczym ślepiec bez swojej laski.
Wystarczyłoby... tylko otworzyć oczy i wreszcie opuścić bezpieczną sferę.
*
Bałam się wejść do salonu, w którym jak zwykle przebywał mój przyjaciel.
Wiedziałam, że przejął się moim zachowaniem. Zapewne nieźle go wystraszyłam.
Pięknie, jeszcze tego mi brakowało żeby bał się mnie dotknąć przez to, jak
wcześniej zareagowałam na zwykłego przytulasa. Chociaż... to było coś
znacznie... znacznie ważniejszego dla nas obojga. A przynajmniej dla mnie, bo
na pewno nie odebrałam tego jako coś zwykłego, coś przelotnego, coś niewartego
zapamiętania. Gdyby tak było, nie podskoczyłoby mi ciśnienie i nie
przypomniałabym sobie Aidena. Czy możliwe było, że między nami tworzyło się coś
podobnego do tego, co miałam z Millerem?
Prychnęłam pod nosem. To nie było możliwe. Zwyczajnie niemożliwe. Przecież
znaliśmy się tyle lat i choć mieliśmy tyle okazji, nigdy nie doszło do
spotkania zwanego randką. Dlaczego niby teraz cokolwiek miałoby ulec zmianie?
Wciąż byliśmy tylko przyjaciółmi.
Kierowana myślą o przyjaźni weszłam do salonu. Tak jak sądziłam, Zayn
siedział w skórzanym, ogromnym (dodam, że bardzo wygodnym) fotelu i oglądał
telewizję. Albo naprawdę nie zwrócił uwagi na moją obecność, albo zwyczajnie
udawał, że go nie obchodzę, jak czasem robił, by mnie zdenerwować. Wiedział, że
akurat na jego uwadze mi zależy, w przeciwieństwie do uwagi innych bliżej
znanych ludzi, jak Abby, czy chociażby starych przyjaciół, od których od tak
dawna nie miałam żadnych wieści.
- Nie próbuj się skradać, bo i tak nie potrafisz - rzucił z rozbawieniem
Zayn, kątem oka spoglądając w moją stronę.
- Wcale się nie skradam, po prostu... sobie tu stoję - mruknęłam, krzyżując
ręce na piersiach.
- Oglądasz sobie stamtąd telewizję? - Zaśmiał się donośnie, czym po raz
kolejny nieco mnie rozluźnił. Czy to normalne, żeby czyjś śmiech... rozczulał?
- Choć tu do mnie, jest znacznie wygodniej, uwierz.
- Do ciebie? Podziękuję, wolę kanapę - odpowiedziałam z zacięciem i ruszyłam
w stronę wymienionego mebla.
Problem był taki, że aby dostać się na sofę i tak musiałam przejść obok
Malika, który tylko czekał na kolejną okazję, by zwalić mnie z nóg. Tym razem
jak najbardziej dosłownie, gdyż zwyczajnie pociągnął mnie na fotel, który od
dłuższego czasu zajmował, żebym tylko nie dotarła do pięknie wyglądającej,
równie wygodnej sofy. Ledwie powstrzymałam się od krzyku przy utracie kontaktu
z podłożem. Zayn natomiast z uśmiechem od ucha do ucha przypatrywał się mojej
minie, którą mógł sobie do woli oglądać, bo leżałam mu na kolanach niczym
bezbronny kociak.
- Co ty niby robisz? - zapytałam, nie ukrywając zdenerwowania. Sądził, że mógł ot
tak sobie zadecydować, że mam siedzieć obok niego i koniec? Bez żadnych
konsekwencji i mojego ciągłego marudzenia? Och, nie, nie.
- Jest zimno, ktoś obok zawsze się przydaje w takich chwilach -
odpowiedział, wpatrując się w telewizor.
- Gdybyś podkręcił trochę kaloryfer, to może byłoby ci cieplej. -
Spojrzałam wymownie na gałkę od grzejnika, która została skierowana na
okrągłe, bardzo źle wyglądające zero. Próbowałam wstać, by naprawić błąd
Mulata, jednak jego ramiona sprytnie mi to uniemożliwiły.
- Nie wierć się, ja tu próbuję oglądać mecz. - Niby to warknął, niby to
rzucił bez większego przekonania. Spiorunowałam go za to wzrokiem. Denerwował
mnie swoim zachowaniem, a najgorsze było to, że sam dobrze o tym wiedział.
- Jak tylko odzyskam władzę w rękach, które tak mocno mi ściskasz, że krew
zaczyna mi nie dopływać, to cię zabiję - mruknęłam.
Kilka minut milczenia wystarczyło, by Malik zrezygnował z ciszy i przeszedł
do rzeczy. Wiedziałam, że chce porozmawiać, odkąd weszłam do salonu miałam
wrażenie, że coś go gryzie. Tym czymś zapewne było moje zdrowie psychiczne,
które wcale nie zaczęło się polepszać, na co chyba miał wcześniej nadzieję po
kilku dniach kompletnego spokoju.
- Powiedz mi w końcu o co chodzi? Czy wciąż mam się domyślać? Dobrze wiesz,
że mi na tobie zależy i chcę, żebyś wreszcie zdobyła do mnie na tyle zaufania,
żeby wyrzucić z siebie ten ciężar przeszłości. I nawet nie mów, że czegoś
takiego nie posiadasz, bo doskonale pamiętam jak o mały włos nie
opowiedziałabyś mi historii swojego życia, gdyby nie ten idiota Styles -
wyrzucił z siebie, wreszcie przenosząc wzrok z grających w piłkę nożną mężczyzn na
mnie.
Poprawiłam swoją pozycję, żeby zrównać się z Malikiem i móc spojrzeć mu
prosto w oczy. Zebrałam w sobie tyle odwagi, siły i umiejętności wklepywania
ludziom do mózgów kłamstw, ile tylko byłam w stanie, szykując się na jedną z
najpoważniejszych rozmów, jakie do tej pory przeprowadziliśmy. Niestety, choć
wiedziałam, że ranię tym nie tylko siebie, ale i jego, po raz kolejny
zdecydowałam się na zatrzymanie prawdy w sobie. To nie był odpowiedni czas, w
dodatku naprawdę nie chciałam go tym obarczać. Miał swoje problemu, po co mu do
kolekcji jeszcze moje? Jestem jego przyjaciółką, tak samo jak jemu zależy na
mnie, tak mi zależy na nim, właśnie dlatego nie zrzucę tego ciężaru na jego
barki. Przejdę przez to sama, jak przez wszystko w życiu do tej pory.
- Zayn, to nie są twoje problemy, tylko moje. Nie chcę i nie będę cię nimi
zamęczać. - Nie chcę byś był kolejną osobą, która powie, że to moja
wina. - Uporam się z tym sama, to ci mogę obiecać. Wszystko dobrze się
skończy, dam sobie radę, przecież jestem silną dziewczynką, tak? - Nie
mam zamiaru o tym opowiadać, bo boję się, że mnie przekreślisz, ale tego ci
przecież nie powiem. - W dodatku wiem, że we mnie wierzysz, za co ci
dziękuję, bo motywacja jest bardzo przydatna w tym dziwnym okresie mojego
życia. - W okresie, w którym każdy, kogo do tej pory znałam już się ode
mnie odsunął. - Nie pytaj mnie o to więcej, dobrze? Po prostu... tego
nie rób. Jeżeli kiedykolwiek będę... w stanie ci powiedzieć, to ci powiem.
- Nie zrobię tego, ale pozwolę ci wierzyć, że tak będzie.
Jestem kłamcą, jestem zdrajcą. Po raz kolejny skłamałam komuś prosto w
oczy, bez zawahania, bez mrugnięcia. To tak często się zdarza. Tak często się
zdarzało, że mówiłam co innego, niż myślałam. Gdybym wtedy nie zrobiła podobnej
głupoty, żyłabym w zgodzie z Aidenem. Może to rzeczywiście była moja
wina?
- Okey.
Okey. Tylko tyle. Zwykłe, nic nieznaczące okey. Tyle warte są moje
kłamstwa. Malik odchrząknął, nim kompletnie zmienił temat.
- Chłopcy bardzo chcą cię poznać, wiesz? - zaczął, bawiąc się moją ręką.
Nawet nie zauważyłam kiedy przestał je zaciskać, a zaczął mnie po nich głaskać.
- Obiecałem im, że się z tobą pokażę dzisiaj w restauracji. Uczynisz mi ten
zaszczyt i pójdziesz ze mną? - Zaśmiał się dla rozładowania wcześniej
zbudowanej przez nas napiętej atmosfery.
Kiwnęłam głową w odpowiedzi. Po prostu na nic innego nie było mnie już
stać.
*
To chyba jakieś żarty. Czy
ten, kto kieruje całym światem nie lubi mnie aż tak bardzo? Jak inaczej
wyjaśnić to, że przyjaciele Malika wybrali akurat tę restaurację? Miejsce, do którego niegdyś dzień w dzień
przychodziliśmy z Millerem. Miejsce, w którym wciąż pracuje jego brat – Rider –
osoba, z którą wciąż boję się porozmawiać, bo wiem, że na pewno ma do mnie żal.
Dużo się nie zmieniło od naszej ostatniej rozmowy na pogrzebie Aidena, kiedy to jego matka nie wytrzymała i oskarżyła mnie o śmierć syna przed wszystkimi
zebranymi.
- Wszystko okay? –
zapytał Liam, który jako jedyny zwrócił uwagę na to, że przystanęłam przed wejściem
do restauracji.
Kiwnęłam głową w
odpowiedzi. Przecież nie mogłam nic powiedzieć. Skoro już nakłamałam Zaynowi,
że jest dobrze, muszę robić to samo innym. Nie powiem prawdy Liamowi, którego
ledwo znam, kiedy Malikowi nie powiedziałam nawet słowa. Przybrałam więc
najbardziej spokojny, opanowany wyraz twarzy, na jaki było mnie stać i weszłam
do środka lokalu o wdzięcznej nazwie Niezastąpiona.
Harry pomyślał nad
wszystkim jeszcze przed wyjściem i zarezerwował nam najlepsze miejsca, które
znajdowały się na tyłach sali, w najmniej zatłoczonej części restauracji. W
Niezastąpionej zawsze był duży ruch. Może to ta nazwa przyciągała tłumy, a może
wspaniała kuchnia. Szczerze mówiąc, brakowało mi tych pysznych dań tworzonych
przez kuzyna Aidena. Nikt nie robił tak dobrego jedzenia, co chyba
automatycznie stawało się odpowiedzią na poprzednie rozterki.
Spojrzałam na
chłopaków, którzy z ulgą rozsiedli się na czerwonych, skórzanych sofach. Louis
wraz z Zaynem od razu sięgnęli po menu, by nie zwlekać z zamówieniami i nie
denerwować kelnerów typowym „jeszcze się nie zdecydowaliśmy”. Nie czułam się
jeszcze dość komfortowo w towarzystwie reszty przyjaciół Malika, dlatego
wcisnęłam się na kanapę tuż obok Zayna. Dopóki miałam go obok siebie, było
dobrze. Oczywiście jego kumple byli jak najbardziej nastawieni przyjaźnie. Co
chwilę zadawali jakieś pytania, nie kryjąc zaciekawienia. Moja osoba chyba była
obecnie najlepszym tematem do rozmów, to nic, że rozmawiałam z gwiazdami światowego formatu. Wydawało mi się, że
fakt, iż w ogóle nie interesowałam się ich pracą nawet im schlebiał. Jakby
wreszcie poczuli się normalnie. Cóż, przecież nie robiłam tego zamierzenie, po
prostu naprawdę mnie to nie interesowało. A przynajmniej na razie. Jakoś sama
też nie miałam ochoty rozmawiać o swojej pracy na pierwszym spotkaniu, więc dlaczego oni mieliby czuć się inaczej.
Na szczęście rozmowa
się kleiła. A przynajmniej rozmowa ich między sobą. Ja co jakiś czas
przytakiwałam lub odpowiadałam na pytania rzucone konkretnie pod mój adres. Nie
chciałam wyjść na egoistkę czy coś podobnego, po prostu po wszystkim, co działo
się tego dnia nie miałam ochoty na rozmówki o błahostkach. Nie potrafiłam
przestać myśleć o tym, że kiedyś siedziałam w tym samym miejscu z Millerami,
gadając o kompletnie bezsensownych rzeczach. Tyle się zmieniło w naszym życiu.
W moim i Raidera. Obydwoje straciliśmy kogoś bardzo dla nas ważnego. Jak się
okazało, to Aiden trzymał nas razem. Wystarczyło, żeby jego zabrakło, a
wszystko zniknęło razem z nim. To przykre, że zamiast pocieszać się nawzajem,
kompletnie o sobie zapomnieliśmy.
- Cam?
Zayn szturchnął mnie w
ramię, kiedy reszta zajęła się Harrym i jego głupimi żartami. Spojrzałam na
Malika pytająco. Czyżby wreszcie zrozumiał, że nie czuję się dobrze w tym
miejscu? Trochę zabolało mnie to, że nie zwrócił na to wcześniej uwagi. Jasno
dawałam mu do zrozumienia, że najlepiej by było gdybym sobie poszła.
Kiedy czekoladowe
tęczówki Zayna spotkały się z moimi, jego mina diametralnie się zmieniła. Teraz
wyrażała zdziwienie, lekki szok, smutek. Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi,
dopóki nie zauważyłam, że wszystko dookoła zaczyna zachodzić mgłą.
- Cam, nie płacz,
proszę – szepnął mi na ucho.
Zaczęłam mrugać jak
szalona, by z powrotem dostrzec kontury świata. Nie chciałam się rozpłakać.
Byłam w szoku, że łzy pojawiły się bez mojej wiedzy. Zazwyczaj potrafiłam to
powstrzymać… Zacisnęłam mocno szczękę, przygryzając policzek od środka. Modliłam
się w duchu, by reszta nie zwróciła na mnie uwagi. Niech zajmą się sobą, dalej, Harry, żartuj dalej, proszę.
Zayn delikatnie objął
mnie w pasie i jeszcze mocniej do siebie przyciągnął. Drgnęłam, kiedy
przejechał czubkiem nosa po moim policzku. To takie miłe uczucie, gdy ktoś się
o ciebie troszczy, nie zważając na nikogo dookoła. Na szczęście zachowywaliśmy
się dość spokojnie, na tyle cicho, że naprawdę nikt nie zwrócił na nas uwagi.
- Podobno jesteś silną
dziewczynką, tak? – szepnął, nie odsuwając się nawet na milimetr. W miejscu, w
którym jego ciepły oddech spotkał się z moją skórą przeszły ciarki. – Cam,
porozmawiamy jak wrócimy do domu? – zapytał z prawdziwą nadzieją w głosie.
Odetchnęłam głęboko, by
móc normalnie odpowiedzieć.
- Nie, jest dobrze. Naprawdę,
to tylko chwila słabości. Każdemu się zdarza – wychlipałam najciszej, jak tylko
mogłam.
- Darley? – Usłyszałam
tak dobrze znany mi głos. Od dawna nikt mnie tak nie nazywał.
Raider stał tuż za
nami. Czułam na sobie jego przenikliwy wzrok. A miałam nadzieję, że nie tylko
ja omijałam to miejsce szerokim łukiem. Zayn chyba poczuł, że drżę jeszcze
bardziej, tym razem z nadmiaru emocji, bo wzmocnił uścisk.
- Camryn Darla? – nie
poddawał się Miller.
To
nie ta Darla, którą znałeś. Ona odeszła razem z Aidenem.
- Raider, dawno cię nie
widziałam, co u ciebie? – odpowiedziałam, spokojnie ocierając pojedyncze łzy,
którym udało się uciec. Wstałam z miejsca, ku niezadowoleniu Zayna. Spojrzałam
na wszystkich zebranych, których uwaga niestety skupiła się na mnie.
Uśmiechnęłam się do nich niemrawo. – Dzięki za spotkanie, miło było was poznać,
ale muszę już zmykać.
Nie czekałam na słowa
pożegnania. Kiwnęłam tylko głową w ich stronę, zbierając swoje rzeczy. Nie
bawiłam się w zakładanie płaszcza, nie obchodziło mnie to, że zmarznę. Nie
obchodziło mnie nic, oprócz tego, że musiałam
się stamtąd wydostać. Jak najszybciej uciec od konfrontacji ze wspomnieniami i
z człowiekiem, które te wspomnienia wywołuje.
Wiedziałam, że Raider
podąża tuż za mną. Dlatego jak tylko wyszłam z restauracji, rzuciłam się w
stronę parku, w którym – jak sądziłam – najprościej będzie go zgubić. Oczy po raz kolejny zaszły mi łzami, przez co pomału traciłam widoczność. Wiedziałam, że wpadłam już na jezdnię, nie przejmując się piskiem opon i wyzwiskami, które wściekli kierowcy rzucali pod moim adresem, biegłam przed siebie. Ktoś chyba jednak nade mną czuwa, bo na ogół takie wariackie wbieganie na ulicę pełną samochodów nie kończy się zbyt dobrze.
- Camryn, proszę cię,
musimy porozmawiać! – krzyknął.
Niestety, ale moja
kondycja nie była i chyba nigdy nie będzie perfekcyjna, w przeciwieństwie do chłopaka, który połowę
swojego życia spędza na boisku z kumplami. Nic więc dziwnego w tym, że dogonił
mnie jeszcze zanim zdążyłam wbiec wgłąb parku. Złapał za nadgarstek i zmusił do zatrzymania się. Byłam prawie pewna, że
wyglądałam w tym momencie na tak samo zrozpaczoną, co on.
Prawie w ogóle się nie
zmienił. Rysy twarzy wciąż były ostre, a mina jak zwykle wyrażała delikatne
zakłopotanie. Chociaż… nie wiedziałam dlaczego, ale miałam wrażenie, że od
dawna się nie uśmiechał. Malinowe, bardzo cieniutkie usta wygięte były w dół,
przez co zdawał się smutny. Jego zielone oczy również przepełnione były jakby żalem i rozpaczą. Blond włosy wciąż zaczesywał do tyłu, to chyba już
nigdy się nie zmieni. Jego chłodne spojrzenie przykuło moją uwagę. Niegdyś był
najbardziej radosną osobą, jaką znałam. Teraz wydawał się zbyt opanowany, zbyt… wyrafinowany.
- Znalazłem to w pokoju
Aidena. Nie zdążył wysłać…
Nic więcej nie
powiedział. Wręczył mi białą kopertę, na której widniał podpis Aidena i po
prostu… po prostu odszedł.
*
Hej wszystkim!
Nie wiem, czy ktokolwiek ma jeszcze zamiar to czytać, w końcu nie było rozdziału przez bardzo długi czas, za co przepraszam. Ale cóż, bez weny ani rusz, więc trzeba było trochę poczekać. Za to przeszłam chyba samą siebie z długością, czego, mam nadzieję, nikt nie ma mi za złe.
Pozdrawiam Was cieplutko i do zobaczenia!
ojej, Zayn<3 cieszę się, że wróciłaś! Mam nadzieję, że wena bedzie się ciebie trzymać! pozdrawiam gorąco!
OdpowiedzUsuńOd początku. Tak będzie najlepiej...
OdpowiedzUsuń"...poczułam na sobie ciepłe dłonie Zayna" - o mamusiu, mam ciarki, halucynacje, czuję to, o mój Boże, czuję to. "- Ej, nie gniewaj się na mnie – jęknął w moje włosy" - chyba aż zadrżałam. Jak to się dzieje? Może za późno już na mnie. Nie wiem sama. To Ty... Ty działasz tak na mnie swoimi słowami, które wypowiada Zayn w mojej wyobraźni. Tworzysz coś tak pięknego, że staje się to w moich oczach, w mojej głowie całkiem realne. Jestem tam, oni są tu, jako całość. Dziękuję Ci za to.
To takie smutne. U mnie pojawiły się łzy, nie pozwoliłam im wypłynąć, nie chcę czuć się wolna, chcę czuć to, co czują oni. Chcę być uzależniona, chcę żeby to oni byli moją siłą. Czytałam i coraz mocniej zaciskałam drżące usta. Co się ze mną dzieje? Co Ty ze mną robisz?
Kiedy Cam wychodziła z restauracji cały czas trzymałam ją za dłoń, biegłam razem z nią, zostawiłam ich wszystkich za sobą i zostałam z nią. Teraz trzymamy tę białą kopertę w naszych rękach i patrzymy na odchodzącego Raidera... Co teraz? Co dalej?
Niech wena sprzyja i nie opuszcza. Przesyłam więcej nocnych buziaków, Klau po raz kolejny ♥
PS. Ten komentarz usprawiedliwiam moją chorobą psychiczną :D
Ojej, nie sądziłam, że naprawdę uda mi się przekazać komuś aż tyle emocji! O tym zawsze się marzy, ale niestety nie zawsze przychodzi. Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłaś, bo dzięki temu aż świeczki stanęły mi w oczkach z radości. Jakiś cel, jeden, taki malutki, został osiągnięty.
UsuńOch, co ja z Tobą robię. No, sama nie wiem, ale cieszę się, że to robię, bo takie lekkie oderwanie się od rzeczywistości przez literki, słowa, zdania tworzące historie, to super sprawa, a przynajmniej mi się tak zawsze wydawało.
Cieszę się, że nie opuściłaś Cam i nie opuściłaś mnie, bo Twoje komentarze również dają mi wiele emocji, takich bardzo pozytywnych, dzięki którym przez te kilka minut mogę się poczuć tak, jak teraz się czuję. Dziękuję za opinię i motywację do działania.
I, oj, jaką chorobę?! Proszę Cię, takie komentarze są najpiękniejsze :3
Pozdrawiam! <3
O ludzie, ależ się ucieszyłam na widok tego rozdziału :D Przez ten długi okres czasu, jak nic się nie działo zdążyłam już zapomnieć jak drapieżna i stanowcza potrafi być nasza bohaterka. Rozdział czytałam dzisiaj w nocy, więc coś z tego, co chciałam zawrzeć w komentarzu na pewno mi umknie, tak czy inaczej postaram się napisać wszystko, co przyszło mi do głowy podczas czytania. Zacznę od tego jak bardzo podoba mi się relacja pomiędzy Zaynem a Camryn. Niby są przyjaciółmi, żartują, przekomarzają się, dobrze się czują w swoim towarzystwie, ale jednak gdzieś tam przebija się coś więcej, czego jeszcze za bardzo określić nie mogę. Może Cam ma rację co do tego, że Zayn odczuwa te wszystkie gesty zupełnie inaczej niż ona sama i dla niego faktycznie jest to jedynie zwykłe przytulenie od tyłu, czy to dotykanie rąk. Nie dziwię się wcale, a wcale dziewczynie, że reaguje na to w taki, nie inny sposób. Co jak co, ale Zayn nie jest jakimś tam pierwszym lepszym chłopakiem, tylko porządnym, przystojnym młodym mężczyzną, a co najważniejsze ma świetny charakter, co także robi swoje. To miłe z jego strony, że tak mocno troszczy się o nią, szczególnie teraz, gdy widocznie coś się dzieje i Cam niekoniecznie sobie z tym radzi. Strasznie lubię w postaci Zayna tę beztroskę, żarty i pogodę ducha. Mam nadzieję, że w końcu udzieli się ona głównej bohaterce. W tym rozdziale szczególnie spodobał mi się moment, w którym Cam weszła do salonu, konkretnie to:
OdpowiedzUsuń" - Nie próbuj się skradać, bo i tak nie potrafisz - rzucił z rozbawieniem Zayn, kątem oka spoglądając w moją stronę.
- Wcale się nie skradam, po prostu... sobie tu stoję - mruknęłam, krzyżując ręce na piersiach. "
Nie da się nie uśmiechnąć po przeczytaniu tego i po wyobrażeniu sobie miny Cam :D Ten fragment między innymi oddaje tę magiczną część ich relacji, nie wiem jak to do końca określić, żeby inni zrozumieli o co mi chodzi, no ale w tym rzecz, że każdy z nas, czytelników odbiera pewne elementy historii inaczej, na swój sposób :D Oczywiście nie cały odcinek był jaskrawy, a sytuacja w restauracji do przewidzenia. Wydawało się, że konfrontacja z Raiderem będzie znacznie bardziej burzliwa po tym co powiedziała sama Cam prędzej, jeszcze zanim chłopak się pojawił. A tu proszę, właściwie zaskoczenie. Jednak czas leczy rany i Raider nie wyglądał jakby chciał zedrzeć z Darley skórę, a raczej podszedł do niej na spokój. Już nie wspomnę jak bardzo jestem zła, że skończyłaś w takim momencie, ale to tylko nadaje super smaku temu rozdziałowi! Jestem cholernie ciekawa co jest w tym liście, jak został napisany i czy w ogóle jest długi! Nie mogę się doczekać kolejnej części. Poza tym.. Bodajże nigdy prędzej nie wspominałaś o śmierci Aidena, tj jak to się stało, ale widać tutaj, że był to jakiś wypadek, tak? W dodatku to Cam jest z tym jakoś związana. Tego również nie mogę się doczekać. Ale tak szczerze mówiąc to pamiętam taką jedną scenę z początku opowiadania, kiedy to Cam przytulała Zayna w parku po tym jak ja znalazł/spotkał i wtedy bodajże ujrzała Aidena albo jak to sama powiedziała "wydawało jej się", że go widziała. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Spodziewam się wszystkiego, dosłownie. Wcale nie zdziwiłabym się gdyby Aiden jednak żył, a śmierć był jakimś swingiem, kto wie, kto wie. Ale zawsze mogę się mylić, w końcu wciąż nie wiem jak wyglądał ów wypadek, ale mam nadzieję, że nasza kochana bohaterka wkrótce postanowi się tym z nami podzielić :D
Życzę maxxxx weny i do napisania<3
Twój komentarz był tak pozytywnym zaskoczeniem, że aż serce mi kilka razy mocniej zabiło <3 Po pierwsze, dziękuję za wysiłek. To takie miłe, kiedy ktoś dostrzega takie drobnostki, o których w trakcie pisania się tylko marzy, żeby ktoś je dostrzegł. No wiesz, sama jesteś świetna w tym co robisz, więc na pewno rozumiesz, co chcę przekazać. Cieszę się, że pomimo ogrooomnej przerwy, jednak tutaj jesteś, to też wiele dla mnie znaczy. Och, i ja doskonale rozumiem, o co Ci chodzi z tym odbieraniem historii inaczej przez różnych ludzi. I się z tym całkowicie zgadzam, bo każdy zwraca uwagę na kompletnie inne rzeczy, co jest dosyć niesamowite. W sumie ile ludzi, tylko opinii, czy coś takiego :D Prawda, co do wypadku dużo kart nie zostało odkrytych, żeby nie zrzucać wszystkiego zbyt wcześnie i zostawić choć ociupinkę tajemnicy. Jakby nie patrzeć, to zwykła historia typu love story, przez co mam nadzieję, że nie zawiodę ze sprawą śmierci, ale plan już dawno został napisany, więc będę się go trzymać. Oby dało radę i nie popsuło ogólnego efektu.
UsuńDziękuję ślicznie za opinię, za miłe słowa, za tak ogromną motywację i kopa, tego pozytywnego, jakiego dajesz swoimi komentarzami, bo nie wiem czy o tym wiesz, ale dajesz go, oj dajesz. Pozdrawiam <3
Miałam niewielkie problemy z zabraniem się za przeczytanie tego rozdziału, muszę przyznać to całkiem szczerze.. Dawno nic nie dodawałaś i w gruncie rzeczy musiałam odświeżyć swoją fatalną pamięć, aby w ogóle zrozumieć o czym czytam. XD No.. Ale w końcu mi się udało i cóż tu dużo mówić. Uwielbiam Twoje opowiadania, z pewnością znajdują się, jak dla mnie, gdzieś w czołówce moich ulubionych fanfiction. Piszesz w niesamowity sposób. Nie interesują mnie opisy pomieszczeń, czy ciuchów, lubię wiedzieć co myśli i czuje bohater, a Ty świetnie to opisujesz i pisałam Ci o tym nieraz. Jestem w tym po prostu zakochana, ot co!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o sam rozdział.. Cóż zachowanie Cam wcale, a wcale mnie nie dziwi. Podejrzewam, że ja na jej miejscu dawno trafiłabym do czubków i to nie na jakiś czas.. Więc w gruncie rzeczy można jej pogratulować, że radzi sobie tak, a nie inaczej. Łzy to tak jak ona sama stwierdziła wcale nie oznaka słabości, więc nie ma powodów, aby się ich wstydzić. Lepiej wszystko wypłakać, niż trzymać to w sobie, takie moje zdanie.
Malik.. Oh Malik.. Dlaczego ja nie mogę spotkać na swojej drodze kogoś takiego, jak on?! Jest w tym opowiadaniu po prostu przepięknie wykreowany i naprawdę jestem pod wrażeniem. Taki troskliwy z niego misio, po prostu przekochany. Takie zachowanie imponuje mi, bez wątpienia. Uważam, że Cam ma ogromne szczęście, że ma takiego przyjaciela, można jej tego pozazdrościć.
Spotkanie w Niezastąpionej. Kurcze! Jaki los jest przewrotny! W mieście jest pewnie tysiąc innych knajp, ale chłopcy musieli wybrać akurat tą.. Biednemu zawsze wiatr w oczy, serio. :D Tak, czy inaczej cholernie mi szkoda Cam.. Odważyła się tam wejść, spędziła z nimi trochę czasu, to zachowanie godne pochwalenia, naprawdę. Co prawda później nieco pękła, ale na jej szczęście nikt specjalnie tego nie zauważył, no poza Zaynem.. Troszkę przykro mi, że dziewczyna nie chce z nim porozmawiać o swojej przeszłości. Myślę, że po takiej rozmowie byłoby jej dużo łatwiej, czasem naprawdę lepiej się wygadać. Poza tym Zayn też nieco inaczej spojrzałby na jej sytuację i nie wiem, czy to w ogóle możliwe, ale pewnie próbowałby jej jeszcze bardziej pomóc. Rozumiem, że główn bohaterka potrzebuje czasu.. Oby tylko nie było za późno na takie wyznania. :o
Raider i biała koperta. Fuck! Nie cierpię Cię za to, że skończyłaś w tym momencie.. Tak bardzo chciałabym wiedzieć co tam było! Mam nadzieję, że nie dasz mi długo czekać, bo jak Boga kocham zwariuję. XD
No nic.. Będę kończyć, a tymczasem życzę Ci masy weny kochana i oczywiście pozdrawiam ciepło <3
Aww, kochana, dzięki Tobie aż się uśmiechnęłam, choć od jakiegoś czasu nie mam na to ochoty. Uh, nawet nie wiesz jak wdzięczna Ci jestem za poświęcenie czasu nie tylko na przeczytanie, ale i analizowanie, komentowanie, przeżywanie, wszystko na raz <3 No, trochę mi zeszło z dodaniem nowego, nie spodziewałam się, że rozdział spotka się z jakimkolwiek odzewem, a tu kilka osób jeszcze mnie nie opuściło. To miłe. Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że nie zawaliłam, choć po tak długiej przerwie, nie powiem, ciężko było się w to wczuć.
UsuńPozdrawiam Cię <3
Aawww! <3 Ja chcę więcej! :*
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przez przypadek. Byłam zachwycona kiedy przeczytałam początek, a potem pojawił sie Zayn i domyśliłam się, że to ff o 1d, którego nie lubię...
OdpowiedzUsuńNie przerwałam jednak czytania i nieroczarowałam się! Bardzo mi się podoba, dodaję do linków i z niecierpliwością czekam na nn :))
Pozdrawiam,
Mimoza.