sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział piąty: ,,Ale tego ci przecież nie powiem"


- Malik?! Co to jest, do jasnej cholery? - wrzasnęłam prawdopodobnie na tyle głośno, by sąsiedzi usłyszeli dokładnie każde moje słowo. I dobrze, niech wiedzą, co zmalował Pan Gwiazda.

Chłopak zjawił się w kuchni nienaturalnie szybko, jakby naprawdę się bał, że znalazłam coś, czego moje oczy nie powinny nigdy ujrzeć. Aż mnie zaciekawił, co takiego trzyma pod kluczem, daleko od światła dziennego. Odwróciłam na chwilę wzrok – Zayn miał na sobie jedynie luźne dresy, przez co narażał moje biedne serce na zawał. Jego włosy były potargane, chyba dopiero zwlekł się z łóżka. Nic dziwnego, była dwunasta, a on miał dzień wolny.

Osobiście cieszyłam się z każdej wolnej chwili spędzonej w nowej pracy. Miałam dziwne wrażenie, że szatyn pociągnął za kilka sznurków, kiedy nie patrzyłam, inaczej pewnie nie dostałabym posady asystentki w jednej z najlepszych gazet związanych z modą, której sama byłam wierną czytelniczką. Na to samo stanowisko próbowały się dostać prawdopodobnie setki dziewczyn z lepszymi CV od mojego, a jakimś cudem wybrano akurat mnie, osobę, która ledwie skończyła liceum.

Z drugiej strony może jednak było we mnie coś, co zaintrygowało pracodawców. Byłam chyba zbyt przewrażliwiona na tym punkcie, dlatego pierwsza moja myśl po rozmowie z Leną River, moją obecną szefową, to oskarżenie Zayna. Cóż, miałam powody by to zrobić, bo Malik naprawdę zadziwiająco się o mnie troszczył, na każdym kroku starał się mi dogodzić, a ja zwyczajnie nie potrafiłam komuś takiemu zaufać. Komuś, kto stawiał mnie na piedestale. Bo najczęściej niedługo później znikał z mojego życia na zawsze. Co do Malika, często wydawało mi się, że robił to, by się do mnie zbliżyć. Żebym wreszcie się przed nim otworzyła i przestała chować wszystko, co mnie gryzło, gdzieś głęboko w sobie. 

- No, pytałam o coś, tak? Co to ma być? - rzuciłam gniewnie.

- Zdaje się, że mleko – mruknął, unosząc ciemne brwi wysoko do góry. Rzucił w moim kierunku rozbawione spojrzenie, na które od razu odpowiedziałam wymownym warknięciem.

- Zdaje się, że to było mleko, zanim ktoś go nie wypił i nie wstawił do lodówki pustego kartonu – podniosłam głos, rzucając w niego pustym pojemnikiem. Malik zręcznie złapał przedmiot, nim ten zdążył drasnąć jego piękną twarz.

- Właśnie, zapomniałem ci powiedzieć. Jak będziesz wracać z pracy, to możesz zrobić zakupy. Chyba mleko nam się skończyło.

Zaśmiał się donośnie i całkiem szczerze. Z początku chciałam zareagować podobnie, naprawdę lubiłam, kiedy się śmiał. Jednak przypomniałam sobie, że jestem na niego bardzo, bardzo wściekła i nie mogę popuścić karygodnego zachowania jakim było wsadzenie pudełka do lodówki. Skoro już było puste, nie mógł go wyrzucić? Po co zawracał sobie głowę wsadzaniem go z powrotem?

Warknęłam i tupnęłam nogą, co musiało wyglądać komicznie z jego perspektywy, bo przytrzymał się blatu kuchennego, żeby nie paść na kolana ze śmiechu. Szkoda, że zdążyłam się już pozbyć z rąk tego durnego kartonu, bo tym razem na pewno bym nie chybiła.

Westchnęłam, odwracając się na pięcie. Zebrałam naczynia ze zmywarki i z gracją słonia zamknęłam kopniakiem jej drzwiczki. Cały czas czułam na sobie natarczywe spojrzenie szatyna, jednak z premedytacją unikałam patrzenia w jego stronę. Od kiedy zamieszkałam z Mulatem, cały czas zastanawiam się dlaczego, do diabła, chłopak trzyma talerze w górnej szafce? Od dziecka byłam przyzwyczajona do wkładania ich do tych dolnych. Może to przez jego wzrost? Był wysoki, mógł je kłaść gdzie chciał. Ja miałam większy problem z dostaniem się do nich. Dlatego zerknęłam na górę talerzy jak największe wyzwanie dnia. Nim zdążyłam poskładać wszystkie na kupkę w znienawidzonym miejscu, poczułam na sobie ciepłe dłonie Zayna, które skutecznie rozproszyły mnie do tego stopnia, że o mały włos nie wypuściłam z rąk trzymanego naczynia.

- Ej, nie gniewaj się na mnie – jęknął w moje włosy, kiedy zmusił mnie do podtrzymania się o blat samym swoim zachowaniem.

- Nie gniewam się – odpowiedziałam sucho, powstrzymując drżenie głosu. Co do...?

- Przecież widzę, że jest inaczej. Ja tylko żartowałem, przepraszam, okay? - dodał, mocno przytulając mnie od tyłu.

Z początku miałam się całkiem dobrze, czując dookoła swojego kruchego ciała te silne ramiona, których (mimo woli) dotyku pragnęłam. Z sekundy na sekundę coś się we mnie zmieniało. Nagle jego obecność zaczęła mi przeszkadzać, bo w mojej głowie zagnieździł się pomysł, że gdyby nie wydarzenia sprzed kilku długich miesięcy, w ten sposób przytulałby mnie teraz Aiden.

Wyrwałam się z uścisku, przy okazji ocierając pierwsze łzy, które tworzyły czarną od tuszu do rzęs ścieżkę na moich czerwonych ze wstydu policzkach. Nie chciałam się tak zachować, nie chciałam, by czuł się zdezorientowany, smutny, niepewny, jakby to była jego wina. W końcu to wszystko ja i moja mocno naruszona przez życie psychika.
*
Trzasnęłam drzwiami do swojego pokoju, przekręciłam klucz, po czym bez zawahania rzuciłam się na łóżko. Ukryłam twarz w poduszkach i pozwoliłam swoim emocjom przejąć kontrolę nad moim ciałem.

Było już tak dobrze. Czułam, że było ze mną lepiej, bo z dnia na dzień coraz rzadziej zalewałam się gorzkimi łzami. Potrafiłam rozmawiać z Malikiem na więcej tematów, niż te początkowe błahostki typu jaką mamy dziś pogodę i co będzie na obiad. Zdarzyło się nawet, że przez przypadek prawie powiedziałam mu o śmierci Aidena. Niestety, zadzwonił jego telefon, a ja do tej pory mam ochotę zabić tego cholernego osobnika, który popsuł moje zamiary. Później zwyczajnie się speszyłam i więcej do tematu nie wróciliśmy. A przynajmniej ja nie wróciłam, bo Mulat sprytnie próbował nawiązywać do historii, którą chciałam mu opowiedzieć. Przepraszał mnie kilka razy za to, że odebrał, choć wcale nie miałam mu tego za złe. Rozumiałam przecież, że chłopak ma na karku nie tylko swoją karierę, ale i karierę przyjaciół z zespołu, więc odbieranie telefonu wydawało się obowiązkiem. Cóż, po pierwszej nieudanej próbie przeprowadzenia go (i przy okazji siebie samej) przez ciężkie tematy, więcej się tego nie podjęłam. Zaczęłam się nawet pilnować, by nie powiedzieć za dużo, kiedy bawiliśmy się w godzinę szczerości. Może i wciąż miałam to nieprzyjemne uczucie, że go okłamywałam, ale coraz łatwiej było mi sobie wmówić, że to nic takiego. Że to lepiej dla niego, jeżeli nie pozna do końca bolesnej przeszłości tej płochliwej wariatki, która mieszka pod jego dachem.

Minęło trochę czasu, nim łzy w końcu przestały lecieć. Chyba zwyczajnie skończył mi się ich zapas, który tak skrupulatnie trzymałam na specjalną okazję, bo choć nie miałam czym, wciąż miałam ochotę płakać. Podobno ta słona woda jest oznaką słabości człowieka. Może i dla niektórych twardzieli, którzy nawet sypiąc sól na rany będą zaciskać szczękę i śmiać się do otoczenia. Dla mnie łzy oznaczały wolność. Kiedy potok spływał po moich policzkach... wreszcie czułam się wolna. Jakby zamiast zwykłej wody spływały bolesne wspomnienia i przykre myśli na temat niewiadomej przyszłości, która niczym ciemność nocą rozciągała się wokół mnie i wyciągała do mnie swoje upiorne macki.

Od tak dawna zadawałam sobie te same pytania. Co dalej? Aiden odszedł, a ja zostałam. On wreszcie mógł zaznać trochę spokoju, kiedy ja cierpiałam katusze, wciąż tęskniąc i wciąż błagając o jego powrót. A przecież obiecałam, że dam mu odejść. Prosił mnie o to, dałam mu słowo, którego teraz nie potrafiłam dotrzymać. Może gdybym w końcu otworzyła się na nowe znajomości, ruszyła do przodu na poszukiwanie drugiej prawdziwej miłości... Ale... przecież to śmieszne. Prawdziwa miłość, to pierwsza miłość. Miłość, której się nie zapomina, którą przeżywa się ciałem, duszą, każdą komórką ciała, każdym mililitrem krwi, każdą najdrobniejszą łzą. Tego nie da się ot tak odtworzyć. A przynajmniej ja nie potrafiłam w to uwierzyć. Może to było moim problemem? Brak wiary w szczęśliwą przyszłość, która na pewno na mnie czekała z szeroko otwartymi ramionami. To ja błądziłam z zamkniętymi oczami, niczym ślepiec bez swojej laski. Wystarczyłoby... tylko otworzyć oczy i wreszcie opuścić bezpieczną sferę.
*
Bałam się wejść do salonu, w którym jak zwykle przebywał mój przyjaciel. Wiedziałam, że przejął się moim zachowaniem. Zapewne nieźle go wystraszyłam. Pięknie, jeszcze tego mi brakowało żeby bał się mnie dotknąć przez to, jak wcześniej zareagowałam na zwykłego przytulasa. Chociaż... to było coś znacznie... znacznie ważniejszego dla nas obojga. A przynajmniej dla mnie, bo na pewno nie odebrałam tego jako coś zwykłego, coś przelotnego, coś niewartego zapamiętania. Gdyby tak było, nie podskoczyłoby mi ciśnienie i nie przypomniałabym sobie Aidena. Czy możliwe było, że między nami tworzyło się coś podobnego do tego, co miałam z Millerem?

Prychnęłam pod nosem. To nie było możliwe. Zwyczajnie niemożliwe. Przecież znaliśmy się tyle lat i choć mieliśmy tyle okazji, nigdy nie doszło do spotkania zwanego randką. Dlaczego niby teraz cokolwiek miałoby ulec zmianie? Wciąż byliśmy tylko przyjaciółmi.

Kierowana myślą o przyjaźni weszłam do salonu. Tak jak sądziłam, Zayn siedział w skórzanym, ogromnym (dodam, że bardzo wygodnym) fotelu i oglądał telewizję. Albo naprawdę nie zwrócił uwagi na moją obecność, albo zwyczajnie udawał, że go nie obchodzę, jak czasem robił, by mnie zdenerwować. Wiedział, że akurat na jego uwadze mi zależy, w przeciwieństwie do uwagi innych bliżej znanych ludzi, jak Abby, czy chociażby starych przyjaciół, od których od tak dawna nie miałam żadnych wieści. 

- Nie próbuj się skradać, bo i tak nie potrafisz - rzucił z rozbawieniem Zayn, kątem oka spoglądając w moją stronę. 

- Wcale się nie skradam, po prostu... sobie tu stoję - mruknęłam, krzyżując ręce na piersiach. 

- Oglądasz sobie stamtąd telewizję? - Zaśmiał się donośnie, czym po raz kolejny nieco mnie rozluźnił. Czy to normalne, żeby czyjś śmiech... rozczulał? - Choć tu do mnie, jest znacznie wygodniej, uwierz.

- Do ciebie? Podziękuję, wolę kanapę - odpowiedziałam z zacięciem i ruszyłam w stronę wymienionego mebla.

Problem był taki, że aby dostać się na sofę i tak musiałam przejść obok Malika, który tylko czekał na kolejną okazję, by zwalić mnie z nóg. Tym razem jak najbardziej dosłownie, gdyż zwyczajnie pociągnął mnie na fotel, który od dłuższego czasu zajmował, żebym tylko nie dotarła do pięknie wyglądającej, równie wygodnej sofy. Ledwie powstrzymałam się od krzyku przy utracie kontaktu z podłożem. Zayn natomiast z uśmiechem od ucha do ucha przypatrywał się mojej minie, którą mógł sobie do woli oglądać, bo leżałam mu na kolanach niczym bezbronny kociak. 

- Co ty niby robisz? - zapytałam, nie ukrywając zdenerwowania. Sądził, że mógł ot tak sobie zadecydować, że mam siedzieć obok niego i koniec? Bez żadnych konsekwencji i mojego ciągłego marudzenia? Och, nie, nie.

- Jest zimno, ktoś obok zawsze się przydaje w takich chwilach - odpowiedział, wpatrując się w telewizor.

- Gdybyś podkręcił trochę kaloryfer, to może byłoby ci cieplej. - Spojrzałam wymownie na gałkę od grzejnika, która została skierowana na okrągłe, bardzo źle wyglądające zero. Próbowałam wstać, by naprawić błąd Mulata, jednak jego ramiona sprytnie mi to uniemożliwiły.

- Nie wierć się, ja tu próbuję oglądać mecz. - Niby to warknął, niby to rzucił bez większego przekonania. Spiorunowałam go za to wzrokiem. Denerwował mnie swoim zachowaniem, a najgorsze było to, że sam dobrze o tym wiedział.

- Jak tylko odzyskam władzę w rękach, które tak mocno mi ściskasz, że krew zaczyna mi nie dopływać, to cię zabiję - mruknęłam.

Kilka minut milczenia wystarczyło, by Malik zrezygnował z ciszy i przeszedł do rzeczy. Wiedziałam, że chce porozmawiać, odkąd weszłam do salonu miałam wrażenie, że coś go gryzie. Tym czymś zapewne było moje zdrowie psychiczne, które wcale nie zaczęło się polepszać, na co chyba miał wcześniej nadzieję po kilku dniach kompletnego spokoju.

- Powiedz mi w końcu o co chodzi? Czy wciąż mam się domyślać? Dobrze wiesz, że mi na tobie zależy i chcę, żebyś wreszcie zdobyła do mnie na tyle zaufania, żeby wyrzucić z siebie ten ciężar przeszłości. I nawet nie mów, że czegoś takiego nie posiadasz, bo doskonale pamiętam jak o mały włos nie opowiedziałabyś mi historii swojego życia, gdyby nie ten idiota Styles - wyrzucił z siebie, wreszcie przenosząc wzrok z grających w piłkę nożną mężczyzn na mnie.

Poprawiłam swoją pozycję, żeby zrównać się z Malikiem i móc spojrzeć mu prosto w oczy. Zebrałam w sobie tyle odwagi, siły i umiejętności wklepywania ludziom do mózgów kłamstw, ile tylko byłam w stanie, szykując się na jedną z najpoważniejszych rozmów, jakie do tej pory przeprowadziliśmy. Niestety, choć wiedziałam, że ranię tym nie tylko siebie, ale i jego, po raz kolejny zdecydowałam się na zatrzymanie prawdy w sobie. To nie był odpowiedni czas, w dodatku naprawdę nie chciałam go tym obarczać. Miał swoje problemu, po co mu do kolekcji jeszcze moje? Jestem jego przyjaciółką, tak samo jak jemu zależy na mnie, tak mi zależy na nim, właśnie dlatego nie zrzucę tego ciężaru na jego barki. Przejdę przez to sama, jak przez wszystko w życiu do tej pory.

- Zayn, to nie są twoje problemy, tylko moje. Nie chcę i nie będę cię nimi zamęczać. - Nie chcę byś był kolejną osobą, która powie, że to moja wina. - Uporam się z tym sama, to ci mogę obiecać. Wszystko dobrze się skończy, dam sobie radę, przecież jestem silną dziewczynką, tak? - Nie mam zamiaru o tym opowiadać, bo boję się, że mnie przekreślisz, ale tego ci przecież nie powiem. - W dodatku wiem, że we mnie wierzysz, za co ci dziękuję, bo motywacja jest bardzo przydatna w tym dziwnym okresie mojego życia. - W okresie, w którym każdy, kogo do tej pory znałam już się ode mnie odsunął. - Nie pytaj mnie o to więcej, dobrze? Po prostu... tego nie rób. Jeżeli kiedykolwiek będę... w stanie ci powiedzieć, to ci powiem. - Nie zrobię tego, ale pozwolę ci wierzyć, że tak będzie.

Jestem kłamcą, jestem zdrajcą. Po raz kolejny skłamałam komuś prosto w oczy, bez zawahania, bez mrugnięcia. To tak często się zdarza. Tak często się zdarzało, że mówiłam co innego, niż myślałam. Gdybym wtedy nie zrobiła podobnej głupoty, żyłabym w zgodzie z Aidenem. Może to rzeczywiście była moja wina? 

- Okey.

Okey. Tylko tyle. Zwykłe, nic nieznaczące okey. Tyle warte są moje kłamstwa. Malik odchrząknął, nim kompletnie zmienił temat.

- Chłopcy bardzo chcą cię poznać, wiesz? - zaczął, bawiąc się moją ręką. Nawet nie zauważyłam kiedy przestał je zaciskać, a zaczął mnie po nich głaskać. - Obiecałem im, że się z tobą pokażę dzisiaj w restauracji. Uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną? - Zaśmiał się dla rozładowania wcześniej zbudowanej przez nas napiętej atmosfery. 

Kiwnęłam głową w odpowiedzi. Po prostu na nic innego nie było mnie już stać.
*
To chyba jakieś żarty. Czy ten, kto kieruje całym światem nie lubi mnie aż tak bardzo? Jak inaczej wyjaśnić to, że przyjaciele Malika wybrali akurat restaurację? Miejsce, do którego niegdyś dzień w dzień przychodziliśmy z Millerem. Miejsce, w którym wciąż pracuje jego brat – Rider – osoba, z którą wciąż boję się porozmawiać, bo wiem, że na pewno ma do mnie żal. Dużo się nie zmieniło od naszej ostatniej rozmowy na pogrzebie Aidena, kiedy to jego matka nie wytrzymała i oskarżyła mnie o śmierć syna przed wszystkimi zebranymi.

- Wszystko okay? – zapytał Liam, który jako jedyny zwrócił uwagę na to, że przystanęłam przed wejściem do restauracji.

Kiwnęłam głową w odpowiedzi. Przecież nie mogłam nic powiedzieć. Skoro już nakłamałam Zaynowi, że jest dobrze, muszę robić to samo innym. Nie powiem prawdy Liamowi, którego ledwo znam, kiedy Malikowi nie powiedziałam nawet słowa. Przybrałam więc najbardziej spokojny, opanowany wyraz twarzy, na jaki było mnie stać i weszłam do środka lokalu o wdzięcznej nazwie Niezastąpiona.

Harry pomyślał nad wszystkim jeszcze przed wyjściem i zarezerwował nam najlepsze miejsca, które znajdowały się na tyłach sali, w najmniej zatłoczonej części restauracji. W Niezastąpionej zawsze był duży ruch. Może to ta nazwa przyciągała tłumy, a może wspaniała kuchnia. Szczerze mówiąc, brakowało mi tych pysznych dań tworzonych przez kuzyna Aidena. Nikt nie robił tak dobrego jedzenia, co chyba automatycznie stawało się odpowiedzią na poprzednie rozterki.

Spojrzałam na chłopaków, którzy z ulgą rozsiedli się na czerwonych, skórzanych sofach. Louis wraz z Zaynem od razu sięgnęli po menu, by nie zwlekać z zamówieniami i nie denerwować kelnerów typowym „jeszcze się nie zdecydowaliśmy”. Nie czułam się jeszcze dość komfortowo w towarzystwie reszty przyjaciół Malika, dlatego wcisnęłam się na kanapę tuż obok Zayna. Dopóki miałam go obok siebie, było dobrze. Oczywiście jego kumple byli jak najbardziej nastawieni przyjaźnie. Co chwilę zadawali jakieś pytania, nie kryjąc zaciekawienia. Moja osoba chyba była obecnie najlepszym tematem do rozmów, to nic, że rozmawiałam z gwiazdami światowego formatu. Wydawało mi się, że fakt, iż w ogóle nie interesowałam się ich pracą nawet im schlebiał. Jakby wreszcie poczuli się normalnie. Cóż, przecież nie robiłam tego zamierzenie, po prostu naprawdę mnie to nie interesowało. A przynajmniej na razie. Jakoś sama też nie miałam ochoty rozmawiać o swojej pracy na pierwszym spotkaniu, więc dlaczego oni mieliby czuć się inaczej.

Na szczęście rozmowa się kleiła. A przynajmniej rozmowa ich między sobą. Ja co jakiś czas przytakiwałam lub odpowiadałam na pytania rzucone konkretnie pod mój adres. Nie chciałam wyjść na egoistkę czy coś podobnego, po prostu po wszystkim, co działo się tego dnia nie miałam ochoty na rozmówki o błahostkach. Nie potrafiłam przestać myśleć o tym, że kiedyś siedziałam w tym samym miejscu z Millerami, gadając o kompletnie bezsensownych rzeczach. Tyle się zmieniło w naszym życiu. W moim i Raidera. Obydwoje straciliśmy kogoś bardzo dla nas ważnego. Jak się okazało, to Aiden trzymał nas razem. Wystarczyło, żeby jego zabrakło, a wszystko zniknęło razem z nim. To przykre, że zamiast pocieszać się nawzajem, kompletnie o sobie zapomnieliśmy.

- Cam?

Zayn szturchnął mnie w ramię, kiedy reszta zajęła się Harrym i jego głupimi żartami. Spojrzałam na Malika pytająco. Czyżby wreszcie zrozumiał, że nie czuję się dobrze w tym miejscu? Trochę zabolało mnie to, że nie zwrócił na to wcześniej uwagi. Jasno dawałam mu do zrozumienia, że najlepiej by było gdybym sobie poszła.

Kiedy czekoladowe tęczówki Zayna spotkały się z moimi, jego mina diametralnie się zmieniła. Teraz wyrażała zdziwienie, lekki szok, smutek. Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi, dopóki nie zauważyłam, że wszystko dookoła zaczyna zachodzić mgłą.

- Cam, nie płacz, proszę – szepnął mi na ucho.

Zaczęłam mrugać jak szalona, by z powrotem dostrzec kontury świata. Nie chciałam się rozpłakać. Byłam w szoku, że łzy pojawiły się bez mojej wiedzy. Zazwyczaj potrafiłam to powstrzymać… Zacisnęłam mocno szczękę, przygryzając policzek od środka. Modliłam się w duchu, by reszta nie zwróciła na mnie uwagi. Niech zajmą się sobą, dalej, Harry, żartuj dalej, proszę.

Zayn delikatnie objął mnie w pasie i jeszcze mocniej do siebie przyciągnął. Drgnęłam, kiedy przejechał czubkiem nosa po moim policzku. To takie miłe uczucie, gdy ktoś się o ciebie troszczy, nie zważając na nikogo dookoła. Na szczęście zachowywaliśmy się dość spokojnie, na tyle cicho, że naprawdę nikt nie zwrócił na nas uwagi.

- Podobno jesteś silną dziewczynką, tak? – szepnął, nie odsuwając się nawet na milimetr. W miejscu, w którym jego ciepły oddech spotkał się z moją skórą przeszły ciarki. – Cam, porozmawiamy jak wrócimy do domu? – zapytał z prawdziwą nadzieją w głosie.

Odetchnęłam głęboko, by móc normalnie odpowiedzieć.

- Nie, jest dobrze. Naprawdę, to tylko chwila słabości. Każdemu się zdarza – wychlipałam najciszej, jak tylko mogłam.

- Darley? – Usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Od dawna nikt mnie tak nie nazywał.

Raider stał tuż za nami. Czułam na sobie jego przenikliwy wzrok. A miałam nadzieję, że nie tylko ja omijałam to miejsce szerokim łukiem. Zayn chyba poczuł, że drżę jeszcze bardziej, tym razem z nadmiaru emocji, bo wzmocnił uścisk.

- Camryn Darla? – nie poddawał się Miller.

To nie ta Darla, którą znałeś. Ona odeszła razem z Aidenem.

- Raider, dawno cię nie widziałam, co u ciebie? – odpowiedziałam, spokojnie ocierając pojedyncze łzy, którym udało się uciec. Wstałam z miejsca, ku niezadowoleniu Zayna. Spojrzałam na wszystkich zebranych, których uwaga niestety skupiła się na mnie. Uśmiechnęłam się do nich niemrawo. – Dzięki za spotkanie, miło było was poznać, ale muszę już zmykać.

Nie czekałam na słowa pożegnania. Kiwnęłam tylko głową w ich stronę, zbierając swoje rzeczy. Nie bawiłam się w zakładanie płaszcza, nie obchodziło mnie to, że zmarznę. Nie obchodziło mnie nic, oprócz tego, że musiałam się stamtąd wydostać. Jak najszybciej uciec od konfrontacji ze wspomnieniami i z człowiekiem, które te wspomnienia wywołuje.

Wiedziałam, że Raider podąża tuż za mną. Dlatego jak tylko wyszłam z restauracji, rzuciłam się w stronę parku, w którym – jak sądziłam – najprościej będzie go zgubić. Oczy po raz kolejny zaszły mi łzami, przez co pomału traciłam widoczność. Wiedziałam, że wpadłam już na jezdnię, nie przejmując się piskiem opon i wyzwiskami, które wściekli kierowcy rzucali pod moim adresem, biegłam przed siebie. Ktoś chyba jednak nade mną czuwa, bo na ogół takie wariackie wbieganie na ulicę pełną samochodów nie kończy się zbyt dobrze.

- Camryn, proszę cię, musimy porozmawiać! – krzyknął.

Niestety, ale moja kondycja nie była i chyba nigdy nie będzie perfekcyjna, w przeciwieństwie do chłopaka, który połowę swojego życia spędza na boisku z kumplami. Nic więc dziwnego w tym, że dogonił mnie jeszcze zanim zdążyłam wbiec wgłąb parku. Złapał za nadgarstek i zmusił do zatrzymania się. Byłam prawie pewna, że wyglądałam w tym momencie na tak samo zrozpaczoną, co on.

Prawie w ogóle się nie zmienił. Rysy twarzy wciąż były ostre, a mina jak zwykle wyrażała delikatne zakłopotanie. Chociaż… nie wiedziałam dlaczego, ale miałam wrażenie, że od dawna się nie uśmiechał. Malinowe, bardzo cieniutkie usta wygięte były w dół, przez co zdawał się smutny. Jego zielone oczy również przepełnione były jakby żalem i rozpaczą. Blond włosy wciąż zaczesywał do tyłu, to chyba już nigdy się nie zmieni. Jego chłodne spojrzenie przykuło moją uwagę. Niegdyś był najbardziej radosną osobą, jaką znałam. Teraz wydawał się zbyt opanowany, zbyt… wyrafinowany.

- Znalazłem to w pokoju Aidena. Nie zdążył wysłać…

Nic więcej nie powiedział. Wręczył mi białą kopertę, na której widniał podpis Aidena i po prostu… po prostu odszedł.


*

 Hej wszystkim!

Nie wiem, czy ktokolwiek ma jeszcze zamiar to czytać, w końcu nie było rozdziału przez bardzo długi czas, za co przepraszam. Ale cóż, bez weny ani rusz, więc trzeba było trochę poczekać. Za to przeszłam chyba samą siebie z długością, czego, mam nadzieję, nikt nie ma mi za złe.

Pozdrawiam Was cieplutko i do zobaczenia!

9 komentarzy:

  1. ojej, Zayn<3 cieszę się, że wróciłaś! Mam nadzieję, że wena bedzie się ciebie trzymać! pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  2. Od początku. Tak będzie najlepiej...
    "...poczułam na sobie ciepłe dłonie Zayna" - o mamusiu, mam ciarki, halucynacje, czuję to, o mój Boże, czuję to. "- Ej, nie gniewaj się na mnie – jęknął w moje włosy" - chyba aż zadrżałam. Jak to się dzieje? Może za późno już na mnie. Nie wiem sama. To Ty... Ty działasz tak na mnie swoimi słowami, które wypowiada Zayn w mojej wyobraźni. Tworzysz coś tak pięknego, że staje się to w moich oczach, w mojej głowie całkiem realne. Jestem tam, oni są tu, jako całość. Dziękuję Ci za to.
    To takie smutne. U mnie pojawiły się łzy, nie pozwoliłam im wypłynąć, nie chcę czuć się wolna, chcę czuć to, co czują oni. Chcę być uzależniona, chcę żeby to oni byli moją siłą. Czytałam i coraz mocniej zaciskałam drżące usta. Co się ze mną dzieje? Co Ty ze mną robisz?
    Kiedy Cam wychodziła z restauracji cały czas trzymałam ją za dłoń, biegłam razem z nią, zostawiłam ich wszystkich za sobą i zostałam z nią. Teraz trzymamy tę białą kopertę w naszych rękach i patrzymy na odchodzącego Raidera... Co teraz? Co dalej?
    Niech wena sprzyja i nie opuszcza. Przesyłam więcej nocnych buziaków, Klau po raz kolejny ♥

    PS. Ten komentarz usprawiedliwiam moją chorobą psychiczną :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, nie sądziłam, że naprawdę uda mi się przekazać komuś aż tyle emocji! O tym zawsze się marzy, ale niestety nie zawsze przychodzi. Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłaś, bo dzięki temu aż świeczki stanęły mi w oczkach z radości. Jakiś cel, jeden, taki malutki, został osiągnięty.
      Och, co ja z Tobą robię. No, sama nie wiem, ale cieszę się, że to robię, bo takie lekkie oderwanie się od rzeczywistości przez literki, słowa, zdania tworzące historie, to super sprawa, a przynajmniej mi się tak zawsze wydawało.
      Cieszę się, że nie opuściłaś Cam i nie opuściłaś mnie, bo Twoje komentarze również dają mi wiele emocji, takich bardzo pozytywnych, dzięki którym przez te kilka minut mogę się poczuć tak, jak teraz się czuję. Dziękuję za opinię i motywację do działania.
      I, oj, jaką chorobę?! Proszę Cię, takie komentarze są najpiękniejsze :3
      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  3. O ludzie, ależ się ucieszyłam na widok tego rozdziału :D Przez ten długi okres czasu, jak nic się nie działo zdążyłam już zapomnieć jak drapieżna i stanowcza potrafi być nasza bohaterka. Rozdział czytałam dzisiaj w nocy, więc coś z tego, co chciałam zawrzeć w komentarzu na pewno mi umknie, tak czy inaczej postaram się napisać wszystko, co przyszło mi do głowy podczas czytania. Zacznę od tego jak bardzo podoba mi się relacja pomiędzy Zaynem a Camryn. Niby są przyjaciółmi, żartują, przekomarzają się, dobrze się czują w swoim towarzystwie, ale jednak gdzieś tam przebija się coś więcej, czego jeszcze za bardzo określić nie mogę. Może Cam ma rację co do tego, że Zayn odczuwa te wszystkie gesty zupełnie inaczej niż ona sama i dla niego faktycznie jest to jedynie zwykłe przytulenie od tyłu, czy to dotykanie rąk. Nie dziwię się wcale, a wcale dziewczynie, że reaguje na to w taki, nie inny sposób. Co jak co, ale Zayn nie jest jakimś tam pierwszym lepszym chłopakiem, tylko porządnym, przystojnym młodym mężczyzną, a co najważniejsze ma świetny charakter, co także robi swoje. To miłe z jego strony, że tak mocno troszczy się o nią, szczególnie teraz, gdy widocznie coś się dzieje i Cam niekoniecznie sobie z tym radzi. Strasznie lubię w postaci Zayna tę beztroskę, żarty i pogodę ducha. Mam nadzieję, że w końcu udzieli się ona głównej bohaterce. W tym rozdziale szczególnie spodobał mi się moment, w którym Cam weszła do salonu, konkretnie to:
    " - Nie próbuj się skradać, bo i tak nie potrafisz - rzucił z rozbawieniem Zayn, kątem oka spoglądając w moją stronę.
    - Wcale się nie skradam, po prostu... sobie tu stoję - mruknęłam, krzyżując ręce na piersiach. "
    Nie da się nie uśmiechnąć po przeczytaniu tego i po wyobrażeniu sobie miny Cam :D Ten fragment między innymi oddaje tę magiczną część ich relacji, nie wiem jak to do końca określić, żeby inni zrozumieli o co mi chodzi, no ale w tym rzecz, że każdy z nas, czytelników odbiera pewne elementy historii inaczej, na swój sposób :D Oczywiście nie cały odcinek był jaskrawy, a sytuacja w restauracji do przewidzenia. Wydawało się, że konfrontacja z Raiderem będzie znacznie bardziej burzliwa po tym co powiedziała sama Cam prędzej, jeszcze zanim chłopak się pojawił. A tu proszę, właściwie zaskoczenie. Jednak czas leczy rany i Raider nie wyglądał jakby chciał zedrzeć z Darley skórę, a raczej podszedł do niej na spokój. Już nie wspomnę jak bardzo jestem zła, że skończyłaś w takim momencie, ale to tylko nadaje super smaku temu rozdziałowi! Jestem cholernie ciekawa co jest w tym liście, jak został napisany i czy w ogóle jest długi! Nie mogę się doczekać kolejnej części. Poza tym.. Bodajże nigdy prędzej nie wspominałaś o śmierci Aidena, tj jak to się stało, ale widać tutaj, że był to jakiś wypadek, tak? W dodatku to Cam jest z tym jakoś związana. Tego również nie mogę się doczekać. Ale tak szczerze mówiąc to pamiętam taką jedną scenę z początku opowiadania, kiedy to Cam przytulała Zayna w parku po tym jak ja znalazł/spotkał i wtedy bodajże ujrzała Aidena albo jak to sama powiedziała "wydawało jej się", że go widziała. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Spodziewam się wszystkiego, dosłownie. Wcale nie zdziwiłabym się gdyby Aiden jednak żył, a śmierć był jakimś swingiem, kto wie, kto wie. Ale zawsze mogę się mylić, w końcu wciąż nie wiem jak wyglądał ów wypadek, ale mam nadzieję, że nasza kochana bohaterka wkrótce postanowi się tym z nami podzielić :D
    Życzę maxxxx weny i do napisania<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz był tak pozytywnym zaskoczeniem, że aż serce mi kilka razy mocniej zabiło <3 Po pierwsze, dziękuję za wysiłek. To takie miłe, kiedy ktoś dostrzega takie drobnostki, o których w trakcie pisania się tylko marzy, żeby ktoś je dostrzegł. No wiesz, sama jesteś świetna w tym co robisz, więc na pewno rozumiesz, co chcę przekazać. Cieszę się, że pomimo ogrooomnej przerwy, jednak tutaj jesteś, to też wiele dla mnie znaczy. Och, i ja doskonale rozumiem, o co Ci chodzi z tym odbieraniem historii inaczej przez różnych ludzi. I się z tym całkowicie zgadzam, bo każdy zwraca uwagę na kompletnie inne rzeczy, co jest dosyć niesamowite. W sumie ile ludzi, tylko opinii, czy coś takiego :D Prawda, co do wypadku dużo kart nie zostało odkrytych, żeby nie zrzucać wszystkiego zbyt wcześnie i zostawić choć ociupinkę tajemnicy. Jakby nie patrzeć, to zwykła historia typu love story, przez co mam nadzieję, że nie zawiodę ze sprawą śmierci, ale plan już dawno został napisany, więc będę się go trzymać. Oby dało radę i nie popsuło ogólnego efektu.
      Dziękuję ślicznie za opinię, za miłe słowa, za tak ogromną motywację i kopa, tego pozytywnego, jakiego dajesz swoimi komentarzami, bo nie wiem czy o tym wiesz, ale dajesz go, oj dajesz. Pozdrawiam <3

      Usuń
  4. Miałam niewielkie problemy z zabraniem się za przeczytanie tego rozdziału, muszę przyznać to całkiem szczerze.. Dawno nic nie dodawałaś i w gruncie rzeczy musiałam odświeżyć swoją fatalną pamięć, aby w ogóle zrozumieć o czym czytam. XD No.. Ale w końcu mi się udało i cóż tu dużo mówić. Uwielbiam Twoje opowiadania, z pewnością znajdują się, jak dla mnie, gdzieś w czołówce moich ulubionych fanfiction. Piszesz w niesamowity sposób. Nie interesują mnie opisy pomieszczeń, czy ciuchów, lubię wiedzieć co myśli i czuje bohater, a Ty świetnie to opisujesz i pisałam Ci o tym nieraz. Jestem w tym po prostu zakochana, ot co!
    Jeśli chodzi o sam rozdział.. Cóż zachowanie Cam wcale, a wcale mnie nie dziwi. Podejrzewam, że ja na jej miejscu dawno trafiłabym do czubków i to nie na jakiś czas.. Więc w gruncie rzeczy można jej pogratulować, że radzi sobie tak, a nie inaczej. Łzy to tak jak ona sama stwierdziła wcale nie oznaka słabości, więc nie ma powodów, aby się ich wstydzić. Lepiej wszystko wypłakać, niż trzymać to w sobie, takie moje zdanie.
    Malik.. Oh Malik.. Dlaczego ja nie mogę spotkać na swojej drodze kogoś takiego, jak on?! Jest w tym opowiadaniu po prostu przepięknie wykreowany i naprawdę jestem pod wrażeniem. Taki troskliwy z niego misio, po prostu przekochany. Takie zachowanie imponuje mi, bez wątpienia. Uważam, że Cam ma ogromne szczęście, że ma takiego przyjaciela, można jej tego pozazdrościć.
    Spotkanie w Niezastąpionej. Kurcze! Jaki los jest przewrotny! W mieście jest pewnie tysiąc innych knajp, ale chłopcy musieli wybrać akurat tą.. Biednemu zawsze wiatr w oczy, serio. :D Tak, czy inaczej cholernie mi szkoda Cam.. Odważyła się tam wejść, spędziła z nimi trochę czasu, to zachowanie godne pochwalenia, naprawdę. Co prawda później nieco pękła, ale na jej szczęście nikt specjalnie tego nie zauważył, no poza Zaynem.. Troszkę przykro mi, że dziewczyna nie chce z nim porozmawiać o swojej przeszłości. Myślę, że po takiej rozmowie byłoby jej dużo łatwiej, czasem naprawdę lepiej się wygadać. Poza tym Zayn też nieco inaczej spojrzałby na jej sytuację i nie wiem, czy to w ogóle możliwe, ale pewnie próbowałby jej jeszcze bardziej pomóc. Rozumiem, że główn bohaterka potrzebuje czasu.. Oby tylko nie było za późno na takie wyznania. :o
    Raider i biała koperta. Fuck! Nie cierpię Cię za to, że skończyłaś w tym momencie.. Tak bardzo chciałabym wiedzieć co tam było! Mam nadzieję, że nie dasz mi długo czekać, bo jak Boga kocham zwariuję. XD
    No nic.. Będę kończyć, a tymczasem życzę Ci masy weny kochana i oczywiście pozdrawiam ciepło <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, kochana, dzięki Tobie aż się uśmiechnęłam, choć od jakiegoś czasu nie mam na to ochoty. Uh, nawet nie wiesz jak wdzięczna Ci jestem za poświęcenie czasu nie tylko na przeczytanie, ale i analizowanie, komentowanie, przeżywanie, wszystko na raz <3 No, trochę mi zeszło z dodaniem nowego, nie spodziewałam się, że rozdział spotka się z jakimkolwiek odzewem, a tu kilka osób jeszcze mnie nie opuściło. To miłe. Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że nie zawaliłam, choć po tak długiej przerwie, nie powiem, ciężko było się w to wczuć.
      Pozdrawiam Cię <3

      Usuń
  5. Aawww! <3 Ja chcę więcej! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam tu przez przypadek. Byłam zachwycona kiedy przeczytałam początek, a potem pojawił sie Zayn i domyśliłam się, że to ff o 1d, którego nie lubię...
    Nie przerwałam jednak czytania i nieroczarowałam się! Bardzo mi się podoba, dodaję do linków i z niecierpliwością czekam na nn :))
    Pozdrawiam,
    Mimoza.

    OdpowiedzUsuń