Przyglądałam się
Malikowi, kiedy samotnie rozmyślał na balkonie. Z początku chciałam z nim
porozmawiać, co nieco wyjaśnić, bo przez ostatnie trzy dni zdążyliśmy wrócić do
starych zwyczajów nie wybiegania ze słowami przed szereg. Czułam, że zaczął się
martwić. Cóż, do tej pory robił to notorycznie, ale tym razem przeszedł samego
siebie. Zastałam go kiedy wypuszczał swoje smutki wraz z dymem papierosa,
którego kurczowo trzymał w ręce. Miał na sobie tylko krótki rękaw, a na dworze
było naprawdę zimno. Jesień w tym roku dawała się nam we znaki, zsyłając zaledwie
kilkanaście stopni i lodowaty wiatr. Malik musiał spędzić trochę czasu na
powietrzu, bo mocno spinał mięśnie, żeby tylko nie dopuścić do siebie
nieprzyjemnych dreszczy. Biała bokserka opinała dokładnie jego ciało, dzięki
czemu mogłam dokładnie przyjrzeć się mięśniom chłopaka. Zdusiłam w sobie
westchnięcie, kiedy przeczesywał wolną ręką, i tak już mocno rozmierzwione, włosy.
- Wiem, że jesteś w
pokoju. Czuję na sobie twój wzrok – powiedział spokojnie, nie odwracając wzroku
od widoków londyńskiego osiedla.
Skrzywiłam się, przez
chwilę nie ruszając się z miejsca. Denerwowało mnie to, że za każdym razem
wiedział, że jestem obok. Przez to nie mogłam go w spokoju poobserwować.
Zebrałam w sobie dość odwagi, by podejść bliżej.
- Przynieść ci bluzę?
Jest chłodno, jeszcze się…
- Nie – przerwał mi,
nim w ogóle zdążyłam dokończyć myśl w głowie, a co dopiero ją wypowiedzieć.
Westchnęłam, opierając
się o metalową barierkę tuż obok chłopaka. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy
dotknęłam zimnej poręczy, w dodatku przez przypadek muskając dłonią ramię
chłopaka. Przez jakiś czas uporczywie wpatrywałam się przed siebie, próbując
wbić sobie do głowy, że muszę przystopować z obserwowaniem przyjaciela. Gdybym
postawiła siebie na jego miejscu pewnie byłabym speszona takim zachowaniem. On
jednak zachowywał stoicki spokój, nie mówiąc na ten temat nawet słowa.
Nie mogłam się oprzeć
pokusie. Zerknęłam na oświetloną światłem księżyca twarz Malika. Wyglądem
przypominał mi anioła zemsty – miał ściągnięte brwi i zmrużone oczy, padające na niego nikłe światło sprawiało, że jego tęczówki były
znacznie ciemniejsze niż zwykle. Rysy twarzy znacznie mu się ostatnio
wyostrzyły. Nie dość, że przez ten czas kiedy się nie widzieliśmy i tak bardzo dużo
schudł, teraz wciąż tracił na wadze. Gdyby nie fakt, że spędzał sporo czasu na
siłowni, pracując nad budową ciała, to teraz przypominałby pewnie cień
człowieka w postaci szkieletu.
Odwróciłam spojrzenie,
nim zdążył złapać ze mną kontakt wzrokowy. Teraz czułam, że dla odmiany to on
dokładnie mi się przygląda. Niestety, ale miał o wiele większe zdolności odkrywania
emocji i myśli innych niż ja, dlatego nic w tym dziwnego, że zaczęłam się
obawiać, iż nagle zrozumie za dużo. Albo, co gorsze, dojdzie do jakichś
dziwnych wniosków i ubzdura sobie niestworzone historie z mojej przeszłości. W
końcu nie miał za dużo poszlak, dróg, których mógłby się trzymać. Znał mnie
taką, jaką byłam na początku szkoły średniej i teraz, w chwili obecnej. O
czasach, w których nie było go w pobliżu nie wiedział zupełnie nic, co było mi
na rękę.
- Mogę? – zapytałam,
spoglądając na papierosa, którego Malik wciąż kurczowo ściskał palcami.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
Nie wiedziałam czy zdziwił go sam fakt, że się odezwałam, czy może to, o co
przed chwilą poprosiłam. Pokręcił przecząco głową, przekładając biały
przedmiot do drugiej ręki, by znalazł się jeszcze dalej ode mnie. Westchnęłam.
Mogłam się spodziewać takiego obrotu sprawy. Nie zdziwiłabym się, gdyby walnął
mi również przemówienie, że palić nie wolno, bo to szkodzi zdrowiu.
- Nie, to niezdrowe –
wymamrotał z lekkim zażenowaniem, zaciągając się po raz kolejny. Uch, jakby czytał w moich myślach.
Prychnęłam,
przyglądając się jak po raz kolejny wydmuchuje dym przez usta.
- Więc rzuć –
wypaliłam, zaskakując siebie samą błyskotliwością wypowiedzi.
Malik spojrzał na mnie
z ukosa. Nie odzywał się przez chwilę, przez co odniosłam wrażenie, że bardzo,
bardzo dokładnie układał w głowie odpowiedź. Rozchylił usta, po czym zamknął je
z powrotem, nie mówiąc słowa. Aż tak mu zależało na sprowadzeniu mnie na dobrą
ścieżkę, że tyle czasu dobierał słowa?
- To nie jest takie
proste – stwierdził.
- Doprawdy? –
zapytałam, wspominając uzależnienie Raidera, który w ciągu dnia potrafił
wypalić paczkę fajek. Z naszą pomocą ograniczył się do kilku sztuk, aż w końcu
wyzbył się nawyku. – Najsilniejsi dają radę – powiedziałam dość wyzywająco,
żeby wywrzeć na nim większy wpływ.
Zaśmiał się przyjaźnie.
Odniosłam wrażenie, że z każdym kolejnym słowem rozluźnialiśmy się coraz
bardziej. Rozmowa się kleiła, a atmosfera pomału stawała się coraz rzadsza.
- Jak jeszcze powiesz,
że to… - zaczął, ale ja byłam szybsza.
- Zrób to dla mnie.
Zawahał się. Znowu
nastała cisza. Obracał w dłoniach do połowy wypalonego
papierosa, ze skupieniem się w niego wpatrując. Wreszcie przeniósł wzrok na
mnie, gasząc przedmiot o barierkę. Zdumiona zamrugałam kilka razy, nie
przestając wlepiać spojrzenie w czekoladowe oczy Malika. Nie sądziłam, że
naprawdę weźmie to pod uwagę. To raczej była wolna wymiana zdań, która z
początku nie miała w sobie żadnego celu. A on…
- Dla ciebie wszystko –
rzucił, cały czas uporczywie mi się przyglądając. Konsternacja, która zapewne
wymalowała się na mojej twarzy sprawiła, że uroczo się uśmiechnął.
Chciał mi coś
udowodnić? A może to stwierdzenie o najsilniejszych wprawiło go w bojowy
nastrój? Jak zwykle nie potrafiłam go rozgryźć. Wiedziałam jedno: skoro powiedział, że rzuci, to zrobi wszystko, by sprostać zadaniu.
*
Sama nie potrafiłam ogarnąć swojego zachowania, więc nie dziwiłam się Malikowi, który po prostu porzucił próby zrozumienia mnie. Wystarczyłoby tylko otworzyć tę cholerną kopertę i zmierzyć się z przeszłością, by wreszcie zacząć wszystko na nowo. W liście na pewno kryły się wyjaśnienia, a po zapoznaniu się z prawdą mogłabym wreszcie przestać tak dokładnie analizować wspomnienia. Dzięki temu może ogólnie przestałabym tyle o tym myśleć. Szkoda, że zawsze byłam i wciąż jestem słaba. Wiele razy brałam kopertę do ręki, by w przypływie paniki odrzucić ją z powrotem na miejsce. Uch, to pewnie był naprawdę ciężki przypadek jakiejś choroby psychicznej albo załamania nerwowego. Aż bałam się myśleć, co powiedziałby specjalista, gdybym wreszcie się zdecydowała na przyjęcie jego pomocy. Abby proponowała mi kiedyś wizytę, ale ja uporczywie obstawałam przy swoim, twierdząc, że rozwiążę wszystko sama. Bo tak naprawdę nie chodziło mi o pieniądze, które wołał doktor za pogadankę, ale o to, że musiałabym zapoznać go z całym swoim życiem, wylać z siebie wszystkie uczucia, emocje, których nie chciałam nikomu pokazywać. Były tylko moje i kropka.
Przejrzałam stosik papierów, który z samego rana zostawiła mi na biurku szefowa. Byłam naprawdę zadowolona ze swojej pracy. Oprócz tego, że robiłam coś, co nawet lubiłam i jeszcze mi za to płacili, to dzięki tym kilku godzinom mogłam zapomnieć o wszystkim, co mnie dotychczas dręczyło. Zayn śmiał się, że zostanę pracoholikiem jeżeli dalej będę przesiadywać w biurze nawet po godzinach. Zazwyczaj kiwałam w rozbawieniu głową, kiedy zaczynał swoje przemówienia, choć w głowie przyznawałam mu rację. Praca stała się dla mnie nową odmianą alkoholu, który na chwilę leczył rany. Na szczęście była znacznie mniej szkodliwa i nie powodowała u mnie ogłupienia. Podkrążone oczy i trochę za dużo kawy dziennie to była naprawdę mała cena w porównaniu do tego, co robiły ze mną procenty.
- Cam, nie dzwonił czasem Lucas? - Lena wyściubiła głowę przez uchylone drzwi i spojrzała na mnie ogromnymi oczami o kolorze ciemnej czekolady. Rude włosy jak zwykle miała rozczochrane, ale w dość artystyczny sposób. Pasowały do jej ogólnego, trochę szalonego stylu.
- Przykro mi, nie - odpowiedziałam, posyłając jej delikatny, firmowy uśmiech.
Lena przewróciła oczami, otwierając drzwi na oścież. Mój wzrok automatycznie skierował się na nową kreację kobiety. Miała na sobie granatowe leginsy, czarne, krótkie jeansy z wysokim stanem i bufiastą, białą, trochę prześwitującą koszulę, przez którą było widać koronkowy, również granatowy, stanik. Jak zwykle zaopatrzyła się również w tonę ozdobnych dodatków. Jednym z nich był długi srebrny łańcuszek, na którym dyndała ogromna zawieszka w kształcie czterolistnej koniczyny. Na nadgarstku widniał zegarek na grubym, pięciocentymetrowym pasku. Cóż, nie wyglądałaby najgorzej, gdyby nie niewielki, ciemnoniebieski cylinder, który zdobił czubek jej głowy.
- Ten patentowany leń znowu zawala swoje obowiązki. Miał zająć się dostawą koszul z nowej kolekcji, a zamiast tego pewnie siedzi w domu i nie robi nic. Uduszę go kiedyś gołymi rękami, ja ci to obiecuję - mówiła, ostro gestykulując na potwierdzenie swoich słów.
Dziwił mnie sposób w jaki mówiła o Lucasie. Odkąd dla niej pracowałam często słyszałam to imię. Zawsze wydawało mi się jednak, że to tylko jeden z jej pracowników, dlatego słowa typu "patentowany leń" jakoś nie pasowały mi do sytuacji. Może to przez fakt, że wciąż byłam nowa i nie odkryłam jeszcze jak powinny wyglądać kontakty z współpracownikami? Albo trafiłam wreszcie do odpowiedniego dla siebie miejsca - do domu wariatów, w którym nic nie jest takie jak być powinno.
Lena zaśmiała się pod nosem, przyglądając mi się dokładnie. Czyżbym nieświadomie zrobiła głupią minę? Natychmiast uśmiechnęłam się delikatnie, trochę nienaturalnie, przez co rozbawiłam panią River jeszcze bardziej. Spuściłam wzrok, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Przeprosić? Ale za co?
- Prze... przepraszam - wyjąkała kobieta, ocierając łzę z policzka, nim zdążyłam się odezwać i skompromitować jeszcze bardziej. No, nie ma to jak rozbawić swoją szefową do łez. - Za każdym razem kiedy mówię o Lucasie, wyglądasz, jakbyś chciała stąd uciec. Nie mówiłam ci nigdy dokładnie kim jest, prawda? - zapytała, przycupnąwszy na rogu biurka. Pokręciłam głową. - Lucas to mój siostrzeniec.
Miałam ochotę palnąć się w głowę. No przecież! Chyba żaden normalny pracodawca nie nabijałby się ze swoich podwładnych. No, chyba że typowy szef-tyran, do którego na szczęście Lenie zdecydowanie było daleko. Ta pogodna, trochę zakręcona optymistka traktowała nas niemal jak swoją rodzinę. Pozwalała nam nawet mówić do siebie po imieniu chociaż już dawno przekroczyła czterdziestkę, więc była praktycznie dwa razy starsza od połowy kadry.
- To by wiele wyjaśniało - przyznałam wciąż trochę zakłopotana.
To był pierwszy raz kiedy któraś z nas przeszła na tematy niezwiązane z pracą, dlatego poczułam się nieswojo. Jakbyśmy nagle wskoczyły na nowy level znajomości - ze zwykłych znajomych z pracy na początkujących przyjaciół. Co prawda nie byłam do końca pewna czy przyjaźń pomiędzy pracownikiem a szefem miała w ogóle prawo bytu, ale wolałam w to na razie nie wnikać, dla swojego dobra.
- O, proszę. Idzie pan Mam Wszystko w Nosie - burknęła z powagą. Podniosła się biurka, spoglądając w stronę szklanych drzwi, które oddzielały nas od przejściowego pokoju na zewnątrz, w której mieściła się recepcja. - Zapomniałeś, że tu pracujesz? Nie widziałam cię w redakcji od dwóch dni! - warknęła, kiedy Lucas wszedł do środka.
Chłopak miał nie więcej jak dwadzieścia parę lat. Wysoki, dobrze zbudowany, o ciemnych oczach i blond, chyba rozjaśnianych nie raz, włosach. Nosił opiętą, białą koszulkę z nadrukiem supermana i czarne rurki, również idealnie dopasowane. Ciało atlety, twarz jak u modela, włosy ułożone idealnie, jakby przed chwilą opuścił salon fryzjerski. Na pierwszy rzut oka niczego mu nie brakowało. Uśmiechnął się szeroko, pokazując rządek równych ząbków. W jednym z policzków ukazał się delikatny dołeczek, dodając mu uroku. Och, jemu zdecydowanie nic nie brakowało.
- Przepraszam, byłem z Rileyem w Bristolu.
Gdy tylko zbliżył się do biurka, Lena sięgnęła po najbliżej leżący magazyn i trzepnęła go w głowę nim zdążył zareagować. Przez chwilę wpatrywał się w ciotkę z zakłopotaniem, kiedy na jego twarzy wciąż błąkał się ten uroczy półuśmiech. Musiałam naprawdę mocno się pilnować, żeby nie westchnąć z wrażenia. Niesamowite, jak niektórzy już przy pierwszym spotkaniu potrafią oddziaływać na ludzi.
- Nie mogłeś mnie zawiadomić? Przecież dałam ci zadanie do wykonania, gdybyś mi powiedział wcześniej, to przekazałabym je komuś innemu. - Zamachnęła się po raz kolejny, tym razem jednak Lucas cofnął się w porę, unikając ciosu. - Jesteś najgorszym pracownikiem jakiego miałam - rzuciła, odkładając czasopismo na biurko. - Roztrzepany, nieogarnięty leń, który nic, tylko by spędzał czas z kumplami - dodała, spoglądając na niego surowo.
- Ale i tak mnie kochasz. - Zaśmiał się pod nosem, znów podchodząc do ciotki. Skoro nie miała już broni w ręku, nie miał się czego bać.
- A mam jakieś wyjście? - zapytała, również szeroko się uśmiechając. Przygarnęła go do siebie ramieniem, przenosząc wzrok na moją osobę. - Luca, to jest mój nowy nabytek, Camryn Darla. - Skinęła na mnie głową. - Mógłbyś się od niej uczyć. Jest pracowita, punktualna, nie marudzi. No ideał - przyznała.
Poczułam nagły przypływ gorąca. Pewnie wyglądałam już jak dorodny pomidor, bo z zawstydzenia omal wewnętrznie nie eksplodowałam. Nie chciałam być przedstawiana jako ideał. Nigdy, przenigdy. Bo to prowadziło tylko do niepotrzebnych komplikacji i zawodu, kiedy ktoś poznawał mnie na swój sposób. Przecież miała być punktualna. Przecież mówiłaś, że nie marudzi. W takim razie co się z nią stało? Podmienili mi ją? Bo zachowuje się całkiem inaczej, niż opisywałaś.
- Poznaj najbardziej rozpieszczonego dzieciaka na tej planecie, Camryn. Oto mój siostrzeniec, Lucas Smith. - Po słowach zapoznawczych, poklepała chłopaka po policzku, patrząc na niego z prawdziwą czułością.
Uch, nieważne ile złych rzeczy by na niego powiedziała. I tak było widać, że go kocha i jej na nim zależy jak na własnym synu. Nawiasem mówiąc, zaciekawiło mnie jaka była ich sytuacja rodzinna. Bo to wszystko nie wydawało mi się normalne... Chociaż, w porównaniu z moją rodziną, to każda wypadała inaczej. Jakoś... lepiej.
- To, że jestem rozpieszczony, to wyłącznie twoja wina, ciotuniu - wyznał, spoglądając na nią kontem oka. Lena po raz kolejny trzepnęła go w ramię, tym razem trochę mocniej. - Dobra, powiedzmy, że żartowałem. - Zaśmiał się radośnie, przenosząc wreszcie spojrzenie na moją osobę.
Zawstydziłam się, gdy nasze oczy się spotkały. Miał w sobie coś tak magnetyzującego, że najlepiej nigdy nie odwracałabym od niego wzroku. W powietrzu czułam zapach jego delikatnych, słodkich perfum, które zdecydowanie przypadły mi do gustu. Z sekundy na sekundę owijał mnie sobie coraz bardziej wokół palca, choć sam nie miał o tym bladego pojęcia.
- Więc... co mam dzisiaj robić? - zapytał z zakłopotaniem, wpatrując się w ciotkę.
- To samo co miałeś zrobić dwa dni temu, Luca - odpowiedziała już bardziej poważnie. Żarty na bok, teraz ponownie stała się naszą szefową, a nie towarzyszką przy kawie.
Przestałam jej słuchać, kiedy zaczęła tłumaczyć Lucasowi jego zadanie. Zajęłam się przeglądaniem drugiego pliczku kartek, które miałam przebrać pod względem najbliższych terminów i oddać Lenie. Nie zauważyłam nawet, gdy kobieta wróciła do swojego gabinetu, zostawiając nas samych. Zwróciłam na to uwagę dopiero kiedy Luca odchrząknął znacząco, zbierając kilka kartek z podłogi. Podziękowałam mu uśmiechem, gdy położył je z powrotem na biurku.
- Co robisz wieczorem? - wypalił, bez żadnego słowa wstępu.
Moja ręka zawisła tuż nad kolejną kartką. Długopis wyleciał mi z dłoni, robiąc trochę hałasu przy upadku. Spojrzałam na nowego znajomego ze zdziwieniem. Nie potrafiłam zrozumieć, co nim kierowało. Przekonał go do podjęcia takich kroków opis mojej osoby, zastosowany wcześniej przez Lenę? A może zwyczajnie mu się nudziło i stwierdził, że nie chce wieczorem siedzieć sam? Brakowało mu towarzystwa? Ale... takiej osobie, która w weekend lata sobie na drugi koniec kraju z kumplami dla zabawy? Niemożliwe.
Nie wiedzieć czemu, zaczęłam się zastanawiać nad odpowiedzią. W normalnych warunkach powiedziałabym stanowczo nie. Ale teraz... teraz nic nie było normalne, kiedy moja psychika była rozstrojona, nerwy aż za nadto zszargane, a potrzeba bliskości z drugą osobą o dziwo bardzo, bardzo silna.
- Nic szczególnego - wyznałam, delikatnie się uśmiechając.
Może to była moja szansa? Przecież nie mogłam spędzić wieczności w samotności, bo moja pierwsza miłość zginęła w wypadku. A od tragedii minęło już kilka długich, męczących miesięcy. Z początkowego szoku już dawno się otrząsnęłam. Z rozgoryczeniem i smutkiem nie szło mi tak dobrze, ale mając kogoś pod ręką... może poszłoby szybciej?
- W takim razie zabieram cię dzisiaj do kina. Co ty na to, Camryn? - zapytał, widocznie zadowolony ze swojego wcześniejszego ruchu.
Pokiwałam głową, dopowiadając tylko:
- Po prostu Cam.
- Jak to wychodzisz? Z kim? - dopytywał się Malik, nie odstępując mnie na krok, kiedy szykowałam się do kina.
Normalnie bym mu o tym nie mówiła, gdyby nie to, że sam zaproponował wieczór filmowy. Nie chciałam kłamać, więc mimochodem wyznałam mu, że jestem już umówiona. O dziwo ta informacja wstrząsnęła nim bardziej niż się spodziewałam. Pytanie tylko... dlaczego? Przecież nigdy nie mówiłam mu o swoim życiu miłosnym. Zresztą sam nie wykazywał nim większego zainteresowania. Ciekawe co się zmieniło.
- Kolega z pracy, siostrzeniec szefowej. Nie czekaj na mnie, wrócę późno - dodałam, wyciągając kopertówkę z szafy.
Wzięłam do ręki czarną torebkę, która idealnie pasowała do grafitowej, zwiewnej spódnicy i obcisłej bluzki na ramiączkach. Zarzuciłam na siebie czarną kurtkę ze słodkim puszkiem przy kapturze. Założyłam krótkie kozaczki na lekkim obcasie i podreptałam do lusterka w holu, by po raz ostatni sprawdzić jak się prezentuję.
Kątem oka widziałam, jak Malik dokładnie mi się przygląda. Nie rozumiałam tylko dlaczego. Aż tak źle wyglądałam? Może nie powinnam była się stroić, w końcu Luca nigdy nie użył słowa randka. Chciał tylko się spotkać. Ale... kiedy zaprasza się dziewczynę do kina, i to dziewczynę, którą ledwo się zna... to chyba robi się jasne.
- Ale przecież ty go prawie nie znasz! - zarzucił Zayn, stając na przeciwko mnie. Ustawił się idealnie przy drzwiach wejściowych w taki sposób, by zagrodzić mi drogę.
- Zayney, na ogół właśnie po to ludzie umawiają się na spotkania. Żeby się poznać, geniuszu - warknęłam sarkastycznie.
Pierwsza próba przeciśnięcia się obok niego zakończyła się fiaskiem. Przesunął się równocześnie ze mną, wciąż natarczywie wpatrując się w moje oczy. Co w niego wstąpiło? Odkąd z nim zamieszkałam dawał mi całkowitą swobodę. Nie kontrolował tego gdzie wychodzę, a, co najważniejsze, nie obchodziło go również z kim. A może tylko odniosłam takie wrażenie, bo nigdy wcześniej tak naprawdę nie wychodziłam sama? Na ogół spędzaliśmy czas we dwójkę.
- Nie o to mi chodziło. To znaczy... - zawahał się. Przygryzł wargę i odwrócił na chwilę wzrok. Wyglądał jakby mocno nad czymś rozmyślał. Gdy po raz kolejny się odezwał, brzmiał kompletnie inaczej. Jego głos był jakby wyprany z emocji, spojrzenie stało się oziębłe, a on sam... całkowicie obojętny. - Nieważne, baw się dobrze - mruknął i wyminął mnie w holu.
Patrzyłam przez chwilę jak kieruje się w stronę salonu. Podświadomie spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie w korytarzu. Zazwyczaj leniwe jak diabli wskazówki dzisiaj pędziły do przodu jak formuła jeden. Wybiła siódma. Byłam już spóźniona, więc nie miałam zbyt dużo czasu na myślenie nad zachowaniem przyjaciela. Stwierdziłam, że najlepiej będzie na razie zostawić go w spokoju, żeby ochłonął i zebrał myśli, bo był jakiś... niezdecydowany. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie, kiedy raz próbował mnie za wszelką cenę zatrzymać w domu, a po chwili praktycznie mentalnie wypychał mnie za drzwi.
Westchnęłam, zamykając drzwi na klucz. Prędzej czy później wszystko się wyjaśni. Zawsze się wyjaśnia. Nawet kiedy nie do końca tego chcemy.
Tym razem rozdział dużo szybciej niż ostatnio, a to dlatego, że zaczerpnęłam trochę weny i inspiracji. Pisało mi się lekko jak nigdy, z efektów jestem nawet zadowolona. Mam nadzieję, że wam rozdział również przypadnie do gustu.
Opinie mile widziane.
Pozdrawiam!
Przejrzałam stosik papierów, który z samego rana zostawiła mi na biurku szefowa. Byłam naprawdę zadowolona ze swojej pracy. Oprócz tego, że robiłam coś, co nawet lubiłam i jeszcze mi za to płacili, to dzięki tym kilku godzinom mogłam zapomnieć o wszystkim, co mnie dotychczas dręczyło. Zayn śmiał się, że zostanę pracoholikiem jeżeli dalej będę przesiadywać w biurze nawet po godzinach. Zazwyczaj kiwałam w rozbawieniu głową, kiedy zaczynał swoje przemówienia, choć w głowie przyznawałam mu rację. Praca stała się dla mnie nową odmianą alkoholu, który na chwilę leczył rany. Na szczęście była znacznie mniej szkodliwa i nie powodowała u mnie ogłupienia. Podkrążone oczy i trochę za dużo kawy dziennie to była naprawdę mała cena w porównaniu do tego, co robiły ze mną procenty.
- Cam, nie dzwonił czasem Lucas? - Lena wyściubiła głowę przez uchylone drzwi i spojrzała na mnie ogromnymi oczami o kolorze ciemnej czekolady. Rude włosy jak zwykle miała rozczochrane, ale w dość artystyczny sposób. Pasowały do jej ogólnego, trochę szalonego stylu.
- Przykro mi, nie - odpowiedziałam, posyłając jej delikatny, firmowy uśmiech.
Lena przewróciła oczami, otwierając drzwi na oścież. Mój wzrok automatycznie skierował się na nową kreację kobiety. Miała na sobie granatowe leginsy, czarne, krótkie jeansy z wysokim stanem i bufiastą, białą, trochę prześwitującą koszulę, przez którą było widać koronkowy, również granatowy, stanik. Jak zwykle zaopatrzyła się również w tonę ozdobnych dodatków. Jednym z nich był długi srebrny łańcuszek, na którym dyndała ogromna zawieszka w kształcie czterolistnej koniczyny. Na nadgarstku widniał zegarek na grubym, pięciocentymetrowym pasku. Cóż, nie wyglądałaby najgorzej, gdyby nie niewielki, ciemnoniebieski cylinder, który zdobił czubek jej głowy.
- Ten patentowany leń znowu zawala swoje obowiązki. Miał zająć się dostawą koszul z nowej kolekcji, a zamiast tego pewnie siedzi w domu i nie robi nic. Uduszę go kiedyś gołymi rękami, ja ci to obiecuję - mówiła, ostro gestykulując na potwierdzenie swoich słów.
Dziwił mnie sposób w jaki mówiła o Lucasie. Odkąd dla niej pracowałam często słyszałam to imię. Zawsze wydawało mi się jednak, że to tylko jeden z jej pracowników, dlatego słowa typu "patentowany leń" jakoś nie pasowały mi do sytuacji. Może to przez fakt, że wciąż byłam nowa i nie odkryłam jeszcze jak powinny wyglądać kontakty z współpracownikami? Albo trafiłam wreszcie do odpowiedniego dla siebie miejsca - do domu wariatów, w którym nic nie jest takie jak być powinno.
Lena zaśmiała się pod nosem, przyglądając mi się dokładnie. Czyżbym nieświadomie zrobiła głupią minę? Natychmiast uśmiechnęłam się delikatnie, trochę nienaturalnie, przez co rozbawiłam panią River jeszcze bardziej. Spuściłam wzrok, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Przeprosić? Ale za co?
- Prze... przepraszam - wyjąkała kobieta, ocierając łzę z policzka, nim zdążyłam się odezwać i skompromitować jeszcze bardziej. No, nie ma to jak rozbawić swoją szefową do łez. - Za każdym razem kiedy mówię o Lucasie, wyglądasz, jakbyś chciała stąd uciec. Nie mówiłam ci nigdy dokładnie kim jest, prawda? - zapytała, przycupnąwszy na rogu biurka. Pokręciłam głową. - Lucas to mój siostrzeniec.
Miałam ochotę palnąć się w głowę. No przecież! Chyba żaden normalny pracodawca nie nabijałby się ze swoich podwładnych. No, chyba że typowy szef-tyran, do którego na szczęście Lenie zdecydowanie było daleko. Ta pogodna, trochę zakręcona optymistka traktowała nas niemal jak swoją rodzinę. Pozwalała nam nawet mówić do siebie po imieniu chociaż już dawno przekroczyła czterdziestkę, więc była praktycznie dwa razy starsza od połowy kadry.
- To by wiele wyjaśniało - przyznałam wciąż trochę zakłopotana.
To był pierwszy raz kiedy któraś z nas przeszła na tematy niezwiązane z pracą, dlatego poczułam się nieswojo. Jakbyśmy nagle wskoczyły na nowy level znajomości - ze zwykłych znajomych z pracy na początkujących przyjaciół. Co prawda nie byłam do końca pewna czy przyjaźń pomiędzy pracownikiem a szefem miała w ogóle prawo bytu, ale wolałam w to na razie nie wnikać, dla swojego dobra.
- O, proszę. Idzie pan Mam Wszystko w Nosie - burknęła z powagą. Podniosła się biurka, spoglądając w stronę szklanych drzwi, które oddzielały nas od przejściowego pokoju na zewnątrz, w której mieściła się recepcja. - Zapomniałeś, że tu pracujesz? Nie widziałam cię w redakcji od dwóch dni! - warknęła, kiedy Lucas wszedł do środka.
Chłopak miał nie więcej jak dwadzieścia parę lat. Wysoki, dobrze zbudowany, o ciemnych oczach i blond, chyba rozjaśnianych nie raz, włosach. Nosił opiętą, białą koszulkę z nadrukiem supermana i czarne rurki, również idealnie dopasowane. Ciało atlety, twarz jak u modela, włosy ułożone idealnie, jakby przed chwilą opuścił salon fryzjerski. Na pierwszy rzut oka niczego mu nie brakowało. Uśmiechnął się szeroko, pokazując rządek równych ząbków. W jednym z policzków ukazał się delikatny dołeczek, dodając mu uroku. Och, jemu zdecydowanie nic nie brakowało.
- Przepraszam, byłem z Rileyem w Bristolu.
Gdy tylko zbliżył się do biurka, Lena sięgnęła po najbliżej leżący magazyn i trzepnęła go w głowę nim zdążył zareagować. Przez chwilę wpatrywał się w ciotkę z zakłopotaniem, kiedy na jego twarzy wciąż błąkał się ten uroczy półuśmiech. Musiałam naprawdę mocno się pilnować, żeby nie westchnąć z wrażenia. Niesamowite, jak niektórzy już przy pierwszym spotkaniu potrafią oddziaływać na ludzi.
- Nie mogłeś mnie zawiadomić? Przecież dałam ci zadanie do wykonania, gdybyś mi powiedział wcześniej, to przekazałabym je komuś innemu. - Zamachnęła się po raz kolejny, tym razem jednak Lucas cofnął się w porę, unikając ciosu. - Jesteś najgorszym pracownikiem jakiego miałam - rzuciła, odkładając czasopismo na biurko. - Roztrzepany, nieogarnięty leń, który nic, tylko by spędzał czas z kumplami - dodała, spoglądając na niego surowo.
- Ale i tak mnie kochasz. - Zaśmiał się pod nosem, znów podchodząc do ciotki. Skoro nie miała już broni w ręku, nie miał się czego bać.
- A mam jakieś wyjście? - zapytała, również szeroko się uśmiechając. Przygarnęła go do siebie ramieniem, przenosząc wzrok na moją osobę. - Luca, to jest mój nowy nabytek, Camryn Darla. - Skinęła na mnie głową. - Mógłbyś się od niej uczyć. Jest pracowita, punktualna, nie marudzi. No ideał - przyznała.
Poczułam nagły przypływ gorąca. Pewnie wyglądałam już jak dorodny pomidor, bo z zawstydzenia omal wewnętrznie nie eksplodowałam. Nie chciałam być przedstawiana jako ideał. Nigdy, przenigdy. Bo to prowadziło tylko do niepotrzebnych komplikacji i zawodu, kiedy ktoś poznawał mnie na swój sposób. Przecież miała być punktualna. Przecież mówiłaś, że nie marudzi. W takim razie co się z nią stało? Podmienili mi ją? Bo zachowuje się całkiem inaczej, niż opisywałaś.
- Poznaj najbardziej rozpieszczonego dzieciaka na tej planecie, Camryn. Oto mój siostrzeniec, Lucas Smith. - Po słowach zapoznawczych, poklepała chłopaka po policzku, patrząc na niego z prawdziwą czułością.
Uch, nieważne ile złych rzeczy by na niego powiedziała. I tak było widać, że go kocha i jej na nim zależy jak na własnym synu. Nawiasem mówiąc, zaciekawiło mnie jaka była ich sytuacja rodzinna. Bo to wszystko nie wydawało mi się normalne... Chociaż, w porównaniu z moją rodziną, to każda wypadała inaczej. Jakoś... lepiej.
- To, że jestem rozpieszczony, to wyłącznie twoja wina, ciotuniu - wyznał, spoglądając na nią kontem oka. Lena po raz kolejny trzepnęła go w ramię, tym razem trochę mocniej. - Dobra, powiedzmy, że żartowałem. - Zaśmiał się radośnie, przenosząc wreszcie spojrzenie na moją osobę.
Zawstydziłam się, gdy nasze oczy się spotkały. Miał w sobie coś tak magnetyzującego, że najlepiej nigdy nie odwracałabym od niego wzroku. W powietrzu czułam zapach jego delikatnych, słodkich perfum, które zdecydowanie przypadły mi do gustu. Z sekundy na sekundę owijał mnie sobie coraz bardziej wokół palca, choć sam nie miał o tym bladego pojęcia.
- Więc... co mam dzisiaj robić? - zapytał z zakłopotaniem, wpatrując się w ciotkę.
- To samo co miałeś zrobić dwa dni temu, Luca - odpowiedziała już bardziej poważnie. Żarty na bok, teraz ponownie stała się naszą szefową, a nie towarzyszką przy kawie.
Przestałam jej słuchać, kiedy zaczęła tłumaczyć Lucasowi jego zadanie. Zajęłam się przeglądaniem drugiego pliczku kartek, które miałam przebrać pod względem najbliższych terminów i oddać Lenie. Nie zauważyłam nawet, gdy kobieta wróciła do swojego gabinetu, zostawiając nas samych. Zwróciłam na to uwagę dopiero kiedy Luca odchrząknął znacząco, zbierając kilka kartek z podłogi. Podziękowałam mu uśmiechem, gdy położył je z powrotem na biurku.
- Co robisz wieczorem? - wypalił, bez żadnego słowa wstępu.
Moja ręka zawisła tuż nad kolejną kartką. Długopis wyleciał mi z dłoni, robiąc trochę hałasu przy upadku. Spojrzałam na nowego znajomego ze zdziwieniem. Nie potrafiłam zrozumieć, co nim kierowało. Przekonał go do podjęcia takich kroków opis mojej osoby, zastosowany wcześniej przez Lenę? A może zwyczajnie mu się nudziło i stwierdził, że nie chce wieczorem siedzieć sam? Brakowało mu towarzystwa? Ale... takiej osobie, która w weekend lata sobie na drugi koniec kraju z kumplami dla zabawy? Niemożliwe.
Nie wiedzieć czemu, zaczęłam się zastanawiać nad odpowiedzią. W normalnych warunkach powiedziałabym stanowczo nie. Ale teraz... teraz nic nie było normalne, kiedy moja psychika była rozstrojona, nerwy aż za nadto zszargane, a potrzeba bliskości z drugą osobą o dziwo bardzo, bardzo silna.
- Nic szczególnego - wyznałam, delikatnie się uśmiechając.
Może to była moja szansa? Przecież nie mogłam spędzić wieczności w samotności, bo moja pierwsza miłość zginęła w wypadku. A od tragedii minęło już kilka długich, męczących miesięcy. Z początkowego szoku już dawno się otrząsnęłam. Z rozgoryczeniem i smutkiem nie szło mi tak dobrze, ale mając kogoś pod ręką... może poszłoby szybciej?
- W takim razie zabieram cię dzisiaj do kina. Co ty na to, Camryn? - zapytał, widocznie zadowolony ze swojego wcześniejszego ruchu.
Pokiwałam głową, dopowiadając tylko:
- Po prostu Cam.
*
- Jak to wychodzisz? Z kim? - dopytywał się Malik, nie odstępując mnie na krok, kiedy szykowałam się do kina.
Normalnie bym mu o tym nie mówiła, gdyby nie to, że sam zaproponował wieczór filmowy. Nie chciałam kłamać, więc mimochodem wyznałam mu, że jestem już umówiona. O dziwo ta informacja wstrząsnęła nim bardziej niż się spodziewałam. Pytanie tylko... dlaczego? Przecież nigdy nie mówiłam mu o swoim życiu miłosnym. Zresztą sam nie wykazywał nim większego zainteresowania. Ciekawe co się zmieniło.
- Kolega z pracy, siostrzeniec szefowej. Nie czekaj na mnie, wrócę późno - dodałam, wyciągając kopertówkę z szafy.
Wzięłam do ręki czarną torebkę, która idealnie pasowała do grafitowej, zwiewnej spódnicy i obcisłej bluzki na ramiączkach. Zarzuciłam na siebie czarną kurtkę ze słodkim puszkiem przy kapturze. Założyłam krótkie kozaczki na lekkim obcasie i podreptałam do lusterka w holu, by po raz ostatni sprawdzić jak się prezentuję.
Kątem oka widziałam, jak Malik dokładnie mi się przygląda. Nie rozumiałam tylko dlaczego. Aż tak źle wyglądałam? Może nie powinnam była się stroić, w końcu Luca nigdy nie użył słowa randka. Chciał tylko się spotkać. Ale... kiedy zaprasza się dziewczynę do kina, i to dziewczynę, którą ledwo się zna... to chyba robi się jasne.
- Ale przecież ty go prawie nie znasz! - zarzucił Zayn, stając na przeciwko mnie. Ustawił się idealnie przy drzwiach wejściowych w taki sposób, by zagrodzić mi drogę.
- Zayney, na ogół właśnie po to ludzie umawiają się na spotkania. Żeby się poznać, geniuszu - warknęłam sarkastycznie.
Pierwsza próba przeciśnięcia się obok niego zakończyła się fiaskiem. Przesunął się równocześnie ze mną, wciąż natarczywie wpatrując się w moje oczy. Co w niego wstąpiło? Odkąd z nim zamieszkałam dawał mi całkowitą swobodę. Nie kontrolował tego gdzie wychodzę, a, co najważniejsze, nie obchodziło go również z kim. A może tylko odniosłam takie wrażenie, bo nigdy wcześniej tak naprawdę nie wychodziłam sama? Na ogół spędzaliśmy czas we dwójkę.
- Nie o to mi chodziło. To znaczy... - zawahał się. Przygryzł wargę i odwrócił na chwilę wzrok. Wyglądał jakby mocno nad czymś rozmyślał. Gdy po raz kolejny się odezwał, brzmiał kompletnie inaczej. Jego głos był jakby wyprany z emocji, spojrzenie stało się oziębłe, a on sam... całkowicie obojętny. - Nieważne, baw się dobrze - mruknął i wyminął mnie w holu.
Patrzyłam przez chwilę jak kieruje się w stronę salonu. Podświadomie spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie w korytarzu. Zazwyczaj leniwe jak diabli wskazówki dzisiaj pędziły do przodu jak formuła jeden. Wybiła siódma. Byłam już spóźniona, więc nie miałam zbyt dużo czasu na myślenie nad zachowaniem przyjaciela. Stwierdziłam, że najlepiej będzie na razie zostawić go w spokoju, żeby ochłonął i zebrał myśli, bo był jakiś... niezdecydowany. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie, kiedy raz próbował mnie za wszelką cenę zatrzymać w domu, a po chwili praktycznie mentalnie wypychał mnie za drzwi.
Westchnęłam, zamykając drzwi na klucz. Prędzej czy później wszystko się wyjaśni. Zawsze się wyjaśnia. Nawet kiedy nie do końca tego chcemy.
~*~
Cześć wszystkim!
Opinie mile widziane.
Pozdrawiam!
Ok, jestem. Boże, punktualnie jak na mnie. Jestem dumna. No, nie ma co. Mój osobisty sukces ;D
OdpowiedzUsuńScena na balkonie... Boże, umieram (tak, znowu - ale wiesz jaką ja mam moc, c nie? :D). No podobało mi się. To jej zachowanie, obserwowanie jego, odwracanie wzroku, czuć coś elektryzującego zdecydowanie między nimi, o tak. Czuję to, czuję.
Poza tym... Lucas. Uch, wyczuwam Zejniego Zazdrośnika. Omomom, Cam, ogarnij się - przecież nie jesteś tylko przyjaciółką. Ojejku. Tak jestem ciekawa co się rozkręci z tego trójkącika. Tyle możliwości, zero przewidywania, zdaję się na Ciebie, Słońce.
Buziaczki, czekam ja jakiś następny.
Kocham, Klau ♥
No nie powiem, miła niespodzianka, że tym razem nie trzeba było tak długo czekać, ale z drugiej strony trochę szkoda, że Cam nie zdecydowała się jeszcze na otwarcie listu, bo jak Boga kocham wyczekiwałam tego odcinka właśnie ze względu na treść listu! Broń boże nie jestem zawiedziona, nic z tych rzeczy. Mimo to, że jestem okrutnie ciekawa, o co chodzi, uważam, że to bardzo dobrze z Twojej z strony, że nie podajesz wszystkiego od razu na tacy i fakty ujawniasz stopniowo. Dzisiaj mamy dwójkę nowych bohaterów, o których wypadałoby co nieco skrobnąć. Zacznę od Leny. Po pierwszych linijkach myślałam, że to jakaś ciapowata, roztrzepana (clumsy po ang lepiej oddaje, co mam na myśli XD) koleżanka z pracy Cam. Widziałam młodziutką, niezwykle szczupłą dziewczynę, ale po chwili wyjaśniło się kim jest i ile ma lat. Sądząc po opisówce jej wyglądu, ten styl faktycznie jest dość odważny, a mnie nawet wydał się trochę kiczowaty. Trochę to brzmiało jakby nic tam do siebie nie pasowało xD Ale bardzo fajnie (użyłam zakazanego słowa :o), czyni to tę postać ciekawszą :D Poza tym samo imię idealnie do niej pasuje! Lena, ruda, ekstrawagancka kobieta. Per-fect, isn't it? :D Co do jej siostrzeńca.. Blondyn, przystojny, dobrze ubrany, zdaje się też, że ma dobre poczucie humoru, ale.. Ten gest zaproszenia Cam do kina, właściwie nie podając jej nawet ręki wcześniej wskazuje poniekąd na to, że chłopak jest chyba niezłym kobieciarzem. Zresztą wszystko okaże się w kolejnym odcinku. Nie mam cienia wątpliwości, że Zayn był najzwyczajniej w świecie zazdrosny! Aż mu się dymiło z uszu :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam<3
Świetny rozdział ;) Czekam na następny :p A Cam mogłaby mu wreszcie wszystko powiedzieć :)
OdpowiedzUsuńBłagam, dodaj szybko nowy rozdział. <3
OdpowiedzUsuńaw, postaram się w najbliższym czasie, xx
UsuńJeju.. strasznie podoba mi się to opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńJest genialne, a co najważniejsze twój styl pisania jest bardzo dobry :)
WSPANIAŁY ROZDZIAŁ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :))))))))
OdpowiedzUsuńUwielbiam *__* czekam na następny, błagam nie każ bardzo długo czekać!
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nowy rozdział? Nie mogę się już doczekać. :*
OdpowiedzUsuńEjj, gdzie kolejny rozdzial? Ona nie miala isc na ta randke! Co za wrednota!! Biedny Zayn, bedzie plakal, a ja razem z nim...!
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny rozdzial, poniewaz zaintrygowalas mnie tym blogiem. Moglabys informowac mnie o nowych rozdzialach na tt? Jestem @Carolinekarola lub @Carolinekarolaa ;) Latwo poznac moje konto, poniewaz prawie w calosci jest o Liam'ie ;D ;P
xoxo,
Lost in dreams
Super ! Masz wielki talent i widać, że wykorzystujesz go w pęłni. Rozdział genialny, a najlepsza reakcja Zayn'a na wyjście Cam :* Kocham twoje opowiadanie i zbiecierpliwion czekam na kolejny <3 <3
OdpowiedzUsuńProszę, nie każ tak długo czekać, bo zwariuję! Uwielbiam, wprost kocham to jak piszesz to opowiadanie.....tak inaczej i to mi się podoba. Więc się motywuj i pisz dalej! ~Pat
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham! <3 Masz talent! Cudny rozdział, czekam na kolejny. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://lovehateonedirection.blogspot.com/
Świetny:*
OdpowiedzUsuń